sobota, 31 marca 2012

Nie matura, lecz chęć szczera

W czasach stalinowskich istniało powiedzenie: „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. Odnosiło się ono do kilkutygodniowych kursów przygotowawczych dla pozbawionych wykształcenia osób, które miały objąć stanowiska sędziów oraz wysokich pracowników milicji i innych resortów siłowych. Był to szczególny rodzaj przyspieszonego „awansu społecznego”, który miał zapewnić reżimowi stalinowskiemu skuteczne pacyfikowanie społeczeństwa. Oczywiste jest, że znakomita większość wykształconych przed wojną prawników, uczniów Rafała Taubenschlaga, Fryderyka Zolla, Romana Longchamps de Bériera czy Juliusza Makarewicza (przed wojną mieliśmy najwybitniejszych prawników na świecie, godnych spadkobierców antycznej kultury prawa rzymskiego), nie chciała brać udziału w komunistycznej zbrodniczej farsie.
Analogia nie jest do końca trafna, niemniej jednak powiedzenie to przypomina mi się regularnie, toutes proportions gardées, gdy stykam się z przypadkami „promocji liturgicznej” osób świeckich — inicjowanymi zresztą przez duchowieństwo. Ostatnio wczoraj, kiedy podczas Drogi Krzyżowej odprawianej przed relikwiami Krzyża Świętego musiałam wysłuchać rozważań przygotowanych przez młode małżeństwo, którego jedynym tytułem do tej liturgicznej zasługi było chyba posiadanie gromadki dzieci w wieku przedszkolnym, baraszkującej wokół mikrofonu. W tym czasie w kościele obecny był wyświęcony prezbiter (celebrans) oraz kilku braci zakonnych — kleryków mających wykształcenie teologiczne i filozoficzne oraz posługi lektoratu i akolitatu, ale podczas nabożeństwa zatrudnionych jedynie do śpiewania „Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste” i „Któryś za nas cierpiał rany”, co akurat mógłby równie dobrze robić każdy śpiewak świecki.
Wiem, wiem, Kościół promuje małżeńską drogę świętości i actuosa participatio świeckich, a Droga Krzyżowa jest nabożeństwem paraliturgicznym, więc nie dotyczy go wprost zakaz głoszenia przez świeckich podczas Mszy i tak dalej. Ale moim zdaniem wszystko to nadal nie uzasadnia oddawania przez duchowieństwo przysługującego mu na mocy święceń zaszczytnego ciężaru głoszenia słowa (nauczania wiary w imieniu Kościoła) osobom ani do tego nie przygotowanym, ani nie powołanym przez Kościół.
Najpierw kwestia przygotowania. Obserwując rzeczywistość kościelną, odnoszę wrażenie, że zdaniem wielu duchownych i świeckich pieczątką pozwalającą na pełnienie różnorodnych, często wymagających posług w Kościele jest — w ramach głupio rozumianej promocji laikatu — samo bycie świeckim. W swoim życiu nasłuchałam się takiej ilości naiwnych, płytkich, tanio emocjonalnych i banalnych, a często błędnych teologicznie oraz szkodliwych duchowo i psychologicznie rozważań, nauk, komentarzy i pogadanek, fałszywie wyryczanych psalmów i niezrozumiale wybełkotanych czytań mszalnych, że czuję się zwolniona z jakichkolwiek zobowiązań savoir-vivre’u i jeśli dostaję się pod ostrzał barbarzyńców (muzycznych, literackich, teologicznych), po prostu zatykam uszy. Nie mam bowiem, jak ojciec Joachim Badeni, aparaciku słuchowego, który mogłabym dyskretnie wyłączyć. To wszystko dzieje się w kraju, gdzie zapewne przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy świeckich ma wykształcenie teologiczne na poziomie państwowego magisterium, a coraz więcej osób zdobywa licencjat kościelny lub tytuł doktora nauk teologicznych.
Jednak problem nie ogranicza się do przygotowania merytorycznego. Trzeba być jeszcze właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Stąd kwestia druga — uprawnienie do pełnienia posług liturgicznych. To, co w prawie rzymskim nosiło nazwę imperium, a w pragmatyce Kościoła katolickiego — władzy święceń.
Ja na przykład wykształcenie teologiczne mam, i to wyższe niż cały obecny na wspomnianym nabożeństwie kler. Ale nie śmiałabym głosić jakichkolwiek rozważań w ich obecności i podczas nabożeństwa. Gdyby ktoś mi to zaproponował — odmówiłabym. Uważam, że posługa słowa, sacra praedicatio, jest zastrzeżona wyświęconym kapłanom, a faktycznie biskupom; prezbiterzy mają w niej jedynie udział.
Rozważania głoszone przez księdza wcale nie muszą być mądrzejsze i bardziej odkrywcze niż głoszone przez świeckiego, ale zawsze będą nad nimi przeważać pod względem działania łaski Bożej związanej z sakramentem święceń. Jeżeli chcemy się trzymać ortodoksyjnej nauki katolickiej o łaskach związanych z poszczególnymi sakramentami, to nie możemy o tym zapomnieć. Przez najgłupszego i najbardziej niestosownie zachowującego się księdza na słuchających go wiernych Bóg działa w sposób, który nie jest dostępny nawet najmądrzejszym i najświętszym świeckim. I nie chcę, aby ktoś mnie tej łaski pozbawiał. Mam w głębokim poważaniu kazuistyczne udowadnianie, że litera prawa nie została złamana, bo przecież to nie była Msza, bo nie mówili z ambony, tylko do mikrofonu scholi. To dla mnie za mało.
Żyjemy w czasach niesłychanego zamętu, typowego dla okresów przypadających po wojnach i rewolucjach. Tradycyjny porządek wyznaczający role poszczególnych członków społeczeństwa, zasady dyktujące, czym się kto zajmuje i co komu przystoi, upadł i nikt już nie wie, co mu wypada i jakie ma prawa i obowiązki. Co więcej, niektórzy samo istnienie takiego porządku uważają za ograniczenie, zagrożenie ich wolności. A nieposiadanie prerogatyw przynależnych innym osobom za równoznaczne poniżaniu.
Zjawisko to ujawnia się także w Kościele i jego liturgii. Żyjemy zatem w czasach, gdy księża uważają się za ekspertów od seksu (nie etyki seksualnej, tylko seksu) i prokreacji, nie chcą nosić stroju kapłańskiego, entuzjazmują się sukcesami w prowadzeniu biznesu, chodzą na wulgarne i erotyczne filmy, i generalnie pasjonują się wszystkim, co przynależy do tzw. „świata”, zamiast tym, czym powinni się zajmować z tytułu święceń (co to jest, przypomniał papież Benedykt XVI w katedrze warszawskiej). Za to świeccy (na przykład ja) świetnie się znają na byciu księdzem i odczuwają kompulsywną potrzebę pouczania i reformowania duchowieństwa. Nikt nie chce być sobą, każdy woli być kimś innym, niż faktycznie jest. Jest to rodzaj zbiorowej ucieczki od własnej tożsamości, wywołanej na najgłębszym poziomie — jak się zdaje — powszechną chorobą naszych czasów: zaniżonym poczuciem własnej wartości. I to po obu stronach balasków.
Tymczasem ważnie wyświęcony ksiądz to prawdziwy alter Christus, który podczas sprawowania Mszy Świętej staje się Chrystusem ofiarowującym siebie na krzyżu dla zbawienia świata. Jego dłonie zachowują niezatarte znamię świętych olejów, którymi zostały namaszczone w chwili święceń. Mogę z moimi znajomymi księżmi odwiedzać kawiarnie, chodzić na romantyczne spacery, wymieniać śmieszne obrazki z Internetu i oglądać filmy, ale gdy przychodzi do sprawowania Liturgii, stajemy się dwiema nieskończenie od siebie odległymi planetami. Ten dobrze znany mi człowiek ponawia ofiarę Chrystusa, unicestwia grzechy, sprowadza zbawienie i zamyka szatana w piekle.
Z kolei moje miejsce jako wiernego świeckiego i jako kobiety jest na krzesełku w nawie, a nie na ambonie. Dotyczy to nie tylko głoszenia jakichkolwiek nauk, lecz także czytania czytań i śpiewania psalmów. Proklamacja Słowa Bożego — czym innym jak nie Słowem Bożym są pierwsze i drugie czytanie oraz psalm responsoryjny — należy do wyświęconego kapłana lub członka asysty liturgicznej, powołanego do tej posługi przez Kościół (bardzo źle się stało, że podczas wielkiej liturgicznej rewolucji posoborowej zlikwidowano święcenia niższe). Nie narusza to w niczym mojej godności kobiety i teologa — mam mnóstwo innych pól, na których mogę głosić Ewangelię i świadczyć o Chrystusie. Świeccy, gdy chcą i potrafią, odgrywają w Kościele rzeczywistą i przełomową rolę, nie udając wcale kwiatka przy liturgicznym kożuchu. Wystarczy wspomnieć nazwiska Stefana Swieżawskiego, Marii Okońskiej, a w ostatnich latach Pawła Milcarka.
Liturgia jest perychorezą i, jak każdy taniec, wymaga od swoich uczestników, aby odgrywali te role, które są im przypisane. Prezbiterium jest dla prezbiterów, a nawa dla świeckich. Kapłaństwo powszechne wiernych świeckich i kapłaństwo służebne wyświęconych szafarzy różnią się nie pod względem stopnia, a jakości. Nasze role są inne i komplementarne. Nie jest to ani dla nich, ani dla nas ani obraźliwe, ani ograniczające.

czwartek, 29 marca 2012

Kantyk o Męce Pańskiej

Krakowska bazylika Świętej Trójcy jest jedynym miejscem w Polsce i na całym świecie, gdzie dominikanie codziennie śpiewają pełne nieszpory gregoriańskie. W piątki Wielkiego Postu na zakończenie nieszporów od czterystu lat śpiewany jest przepiękny Kantyk o Męce Pańskiej, którego melodię stanowi II i VI ton gregoriański. Dzięki uprzejmości Ireneusza Pogorelcewa OP, prowadzącego bloga powołaniowego Wikariatu Rosji i Ukrainy („Droga w czarno-białych kolorach”), zamieszczam tu tłumaczenie tekstu o Kantyku i łącze do pięknego nagrania, zarejestrowanego w krakowskiej bazylice przez braci dominikanów. Warto zaglądać na bloga o. Irka; zawiera dużą ilość interesujących materiałów o historii i liturgii Zakonu Kaznodziejskiego.

Versus de Passione Domini Nostri Iesu Christi (Wiersz o męce Pana naszego Jezusa Chrystusa) to prawdziwy majstersztyk dominikańskiej liturgii Wielkiego Postu. Kantyk jest śpiewany zazwyczaj w piątki, po Nieszporach, lub podczas specjalnej Liturgii Męki Pańskiej, która obejmuje czytanie Biblii i kazanie poświęcone męce Chrystusa. Jest wykonywany przed krucyfiksem lub obrazem przedstawiającym cierpiącego Chrystusa.
Kantyk ten jest modlitwą-medytacją, zapraszającą wykonawców, a raczej słuchaczy (większą część utworu wykonuje sam kantor) do rozważania męki Chrystusa — tajemnicy naszego zbawienia. Wyjaśnia to dość długie przerwy między poszczególnymi wierszami; powinny one zostać wypełnione rozmyślaniem.
Kantyk stanowi kompilację cytatów biblijnych (z Księgi Psalmów i ksiąg prorockich) oraz fragmentów Ewangelii poświęconych Męce Pańskiej. Autorstwo pieśni tradycja przypisuje świętej Katarzynie Ricci.
Dziękujemy za nagranie braciom z klasztoru Świętej Trójcy w Krakowie.
Ireneusz Pogorelcew OP

Nagranie Kantyku

Tekst Kantyku:

Amici mei et proximi mei: * adversum me appropinquaverunt et steterunt.

Przyjaciele moi i sąsiedzi stronią od mojej choroby i moi bliscy stoją z daleka. (Ps 37,12)

Traditus sum et non egrediebar:* oculi mei languerunt prae inopia.

Jestem zamknięty, bez wyjścia. Moje oko słabnie od nieszczęścia. (Ps 87,9-10)

Et factus est sudor meus: * sicut guttae sanguinis decurrentis in terram.

Mój pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię. (Łk 22, 44)

Circumdederunt me canes multi:* concilium malignantium obsedit me.

Sfora psów mnie opada, osacza mnie zgraja złoczyńców. (Ps 21,17)

Corpus meum dedi percutientibus:* et genas meas vellentibus.

Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę. (Iz 50,6)

Faciem meam non averti ab increpantibus: * et conspuentibus in me.

Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. (Iz 50,6)

Quoniam ego in flagella paratus sum: * et dolor meus in conspectu meo semper.

Bo jestem bardzo bliski upadku i ból mój jest zawsze przede mną. (Ps 37,18)

Milites plectentes coronam despinis: * imposuerunt super caput meum.

Żołnierze uplótłszy koronę z cierni, włożyli Mi ją na głowę. (J 19,2)

Foderunt manus meas et pedes meos: * et dinumeraverunt omnia ossa mea.

Przebodli ręce i nogi moje, policzyć mogę wszystkie moje kości. (Ps 21,17–18)

Et dederunt in escam meam fel: * et in siti mea potaverunt me aceto.

Dali mi jako pokarm truciznę, a gdy byłem spragniony, poili mnie octem. (Ps 68,22)

Omnes videntes me deriserunt me: * locuti sunt labiis et moverunt caput.

Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, rozwierają wargi, potrząsają głową. (Ps 21,8)

Ipsi vero consideraverunt et inspexerunt me:* diviserunt sibi vestimenta mea, et super vestem meam miserunt sortem.

A oni się wpatrują, sycą mym widokiem; moje szaty dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię. (Ps 21,18-19)

In manus tuas commendo spiritum meum: * redemisti me, Domine, Deus veritatis.

W ręce Twoje powierzam ducha mojego: Ty mnie wybawiłeś, Panie, Boże wierny. (Ps 30,6)

Chór powtarza: In manus tuas…

Memento famulorum tuorum, Domine: * dum veneris in regnum tuum.

Wspomnij na sługi swoje, Panie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. (por. Łk 23,42)

Podnosząc głos:

Iesus autem emissa voce magna: * tradidit spiritum.

A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha. (Mt 27,50)

Misericordias Domini:* in aeternum cantabo.

Na wieki będę opiewał łaski Pana. (Ps 88,2)

Vere languores nostros ipse tulit: * et dolores nostros ipse portavit.

Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści. (Iz 53,4)

Ipse autem vulneratus est propter iniquitates nostras: * attritus est propter scelera nostra.

Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. (Iz 53,5)

Omnes nos quasi oves erravimus: * unusquisque in viam suam declinavit.

Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze. (Iz 53,6)

Et posuit in eo Dominus: * iniquitates omnium nostrum.

A Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich. (Iz 53,6)

Exsurge, quare obdormis, Domine? * exsurge, et ne repellas in finem.

Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się! Nie odrzucaj na zawsze! (Ps 44,24)

Chór powtarza: Exsurge, quare obdormis...

Kantor ponownie proklamuje: Exsurge, quare obdormis...

Ecce Deus Salvator meus: * fiducialiter agam et non timebo.

Oto Bóg jest zbawieniem moim! Będę miał ufność i nie ulęknę się. (Iz 12,2)

Те ergo, quaesumus, tuis famulis subveni: * quos pretioso sanguine redemisti.

Błagamy Cię przeto: dopomóż swym sługom, których najdroższą Krwią odkupiłeś.

Na zakończenie następuje:

V. Miserere nostri, Iesu benigne.

Zmiłuj się nad nami, dobrotliwy Jezu.

R. Qui passus es clementer pro nobis.

Który łaskawie cierpiałeś za nas.

Modlitwa

Respice, quesumus, Domine, super hanc familiam tuam, pro qua Dominus noster Iesus Christus non dubitavit manibus tradi nocentium, et crucis subire tormentum.

Prosimy Cię, Panie, wejrzyj na tę rodzinę swoją, za którą Pan nasz Jezus Chrystus nie zawahał się oddać w ręce złoczyńców i przecierpieć męki krzyżowe.

wtorek, 13 marca 2012

Krótki sposób rozmyślania Męki Pański przy Mszy Święty

W uzupełnieniu do tekstu Piotrusia Kędry „Jak król Jagiełło mszy słuchał” umieszczam tutaj przykładowe rozmyślania Męki Pańskiej, przeznaczone do rozważania podczas mszy świętej.
Alegoryczno-katechetyczną metodę rozważania mszy świętej jako Męki Pańskiej zainicjował Amalariusz z Metzu († ok. 850), uczeń Alkuina. Metoda ta była odpowiedzią na zanik rozumienia misterium Eucharystii w pobarbarzyńskiej Europie zachodniej; opierając się na założeniu, że msza święta jest pamiątką życia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, przyporządkowywała ona każdemu rytowi, gestowi i ruchowi celebransa wydarzenie z historii zbawienia Starego Testamentu lub z życia Chrystusa. W późnym średniowieczu ta metoda przeżywania mszy świętej rozprzestrzeniła się bardzo w związku z rozwojem pobożności prywatnej w duchu
devotio moderna.
Autorem rozważań zamieszczonych poniżej jest cysters Kasper z Przemętu, zapomniany polski teolog z XVII wieku, o którym pisałam w tekście „Rozmyślania o męce Pański zamykające w sobie pktów 45, które jeżeli będziesz pilno uważała smaku nabożeństwa nabędziesz i pociechę duchowną odniesiesz”. Pochodzą z tego samego, nie publikowanego rękopisu z biblioteki cysterek trzebnickich. Mimo że powstałe kilkadziesiąt lat po Soborze Trydenckim, trzymają się ściśle oryginalnego, średniowiecznego wzorca. Można wychwycić regionalizmy charakterystyczne dla polszczyzny wielkopolsko-śląskiej (tyż, źrzódła, pojśrzodku, gunku).


I. Naprzód. Gdy kapłan idzie do ołtarza, wspomni i rozmyślaj, kiedy Pan zbawiciel nasz szedł do wieczernika z uczniami swoimi, aby tam dał przykład pokory wielki i opowiadał miłość swoję przeciw tobie sposobem bardzo dziwnym, ciało i krew swoję najświętszą zostawując na pokarm duszy twej i na pociechę, którą masz z obecności jego na pamiątkę swoję i męki swej okrutny, i na zadatek dziedzictwa Regni coelestis & gloriæ æternæ, to jest królestwa niebieskiego i chwały niebieskiej wieczny.

II. Gdy przystąpiwszy do ołtarza, korporał rozwija. Rozmyślaj, jako Pan Jezus, wszedszy do wieczernika i skończywszy wieczerzą zakonu starego, przepasał się ręcznikiem, nalał w miednicę wody dla umywania nóg uczniów swoich.

III. Gdy zaczyna Mszą Świętą, żegnając się i schylając, włożywszy na się krzyż, podziwuj się tak wielki pokorze: a ono Pan Majestatu nieogarnionego tak się uniża aż do nóg ubogich Rybaków, uczniów swoich, na koniec własnego zdrajcy swego, więc i z Piotrem jako się umawiał.

IV. Gdy do Ołtarza, skończywszy spowiedź, przystępuje. Wspomni, kiedy Pan, wziąwszy na się szaty swoję, znowu usiadł do stołu i poświęcił, i postanowił Sakrament ciała i krwie najświetszy, którym częstował Apostoły swoje, mówiąc: „Bierzcie, jedzcie, pijcie, to jest ciało i krew moja”.

V. Gdy Introit zaczyna, idzie z wieczernika swego do Ogrojca, żegna się z miełymi uczniami swoimi, opowiada im wielki smutek, mówiąc: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci”.

VI. Gdy Kyrie eleyson mówi. Gdy się po trzykroć modlił, smęcił, tesknieł, pot krwawy wylewał.

VII. Gdy Gloria in excelsis śpiewa. Przypomni sobie na pamięć, iż Aniołowie jego przyście na świat, gdy się narodził w Bethleem, opowiedali ludziom i śpiewali wesoło Gloria in excelsis Deo.

VIII. Gdy Ołtarz całuje i mówi Dominus vobiscum. Rozmyślaj, jako po pocałowaniu Judaszowym wydany, pojmany i związany.

IX. Gdy mówi Oremus i póki na tym, i na drugim rogu Ołtarza stoi, wspomni sobie, jako prowadzony do Anasza, u którego srogi policzek odniósł, potym do Kaiphasza, i co tam przez onę noc wszytkę wycierpiał, gdy oni zakamieli i niemiłosierni ludzie biciem, naśmiewiskami, oczu zawiązaniem i rozmaicie się pastwili nad niewinnym barankiem.

X. Gdy księgi na inszy róg Ołtarza przenoszą, gdzie Ewangelią kapłan śpiewa, przypomni sobie, jako zbawiciel twój naukę zbawienną nie tylko żydom, ale i poganom opowiedał i szczepił.

XI. Gdy Credo mówi. Do Heroda go prowadzono i tam go wzgardzono, zelżono i z niego się naśmiano.

XII. Gdy znowu Dominus vobiscum mówi. Na ten czas go do Piłata od Heroda przyprowadzono i w sromotną szatę obleczono.

XIII. Gdy kielich odkrywa. Na ten czas Pana rozebrano, obnażono i do słupa mocno przywiązawszy, okrutnie biczowano.

XIV. Gdy wina i wody nalewa w kielich. Na ten czas lała się chojnie krew z ciała świętego, aż na ziemię spływała; o jaka boleść, jakie okrucieństwo.

XV. Gdy ręce umywa kapłan. Toż na ten czas Piłat czynił, gdy zakamiałych żydowskich serc nie mógł zmiękczyć i raczy Barabasza, jawnego złoczyńcę, a niż najniewinniejszego Pana wolnym uczynił.

XVI. Gdy na pojśrzodku ołtarza, schyliwszy się, stoi. Na ten czas obleczono Pana w purpurę, koronowano w koronę cierniową i zelżywie pozdrawiano.

XVII. Gdy się obraca do ludzi, mówiąc Orate fratres. Na ten czas ukazował Piłat Pana z gunku w purpurze, skatowanego, ukoronowanego, trzcinę w ręku mającego. Przypatrz mu się pilno a uważ nabożnie, jako boleść i sromotę wielką cierpi, a od wstydu zaledwo żyw zostaje.

XVIII. Gdy Prefacją zaczyna. Staw sobie przed oczy, jakobyś na ten czas słyszała one wrzaski, gdy żydostwo na przemiany wołało: „Ukrzyżuj go, ukrzyżuj, Piłacie”.

XIX. Gdy Prefacją kończy. Na ten czas dekret Piłat na śmierć Pana naszego, którzy go w milczeniu wszyscy z radością słuchali.

XX. Gdy dzwonią po dicentes, a kapłan mówi Sanctus. Na ten czas wszystek lud żydowski, głosem wielkim weseląc się, iż dekret na śmierć Pańską usłyszał, wołał, godnym śmierci Pana mianując; na on czas też dzwoniono, gdy Pana z miasta prowadzić miano.

XXI. Gdy po dzwonieniu. Uważ, jako Pan krzyż on cięszki na zranionych ramionach, idąc, szedł na górę Kalwarią, jako często pod nim upadł, więc i żal on wielki, gdy na drodze miłą Matkę obaczył, która go prowadziła, od żalu prawie co raz umierając, a łzami prawie krwawymi twarz swoję oblewając.

XXII. Gdy dzwonią drugi raz. Na krzyż Pana przybijają, ręce, nogi ostrymi gwoździami wyciągnąwszy, przykowali, wynikają źrzódła, przez które krew droga płynie, a przecię się modli za krzyżujące do Boga Ojca, mówiąc: „Odpuść im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią”; o miłości niesłychana i niewypowiedziana.

XXIII. Gdy trzeci raz dzwonią. Na ten czas Pana z krzyżem w górę podniesiono, żeły się rwą, członki z stawów wychodzą. A to go widzisz w rękach kapłańskich oczyma prawdziwy wiary, przeto mękę jego, jaką na ten czas ucierpiał, pilnie uważaj.

XXIV. Gdy po rozmyślaniu bije się w piersi, mówiąc Nobis quoque peccatoribus. Na ten czas Pan miał rozmowę z łotrem, gdy na proźbę jego mówi: „Dziś ze mną będziesz w Raju”. Uważaj, prosząc tego Pana, a mówiąc nabożnie do niego: „I nam też, Panie, pokaż taką łaskę w godzinę śmierci naszy; niech też to słowo wdzięcznie usłyszymy”.

XXV. Gdy dzwonią po Elewacjej [= podniesieniu], słuchaj, co mówi do żałosny Matki swojej Pan i jako ją oddaje Janowi Świętemu, mówiąc: „Niewiasto, oto syn twój, Janie, oto Matka twoja”.

XXVI. Gdy kapłan pacierz mówi. Wołał na ten czas Pan na krzyżu: „Ojcze, czemuś mię opuścieł”; którego nabożnie proś, mówiąc: „I mnie tyż, mój Panie, w potrzebach i utrapieniach moich nie opuszczaj”.

XXVII. Gdy kapłan łamie hostią świętą. Na ten czas targały się żyły, kości się łamały i trzeszczały, gdy tylko na trzech gwoździach na krzyżu zawieszony wisiał, a spoczynku w boleściach srogich nie miał ani mógł znaleść.

XXVIII. Gdy ostatni raz dzwonią i cząstkę chostiej do kielicha kładzie. Na ten czas wołał Pan Jezus: „Pragnę”; nie tylko usta, ale i wnętrzności uschły, bo już i krwie nie stawało.

XXIX. Gdy kapłan „Baranku Boży” mówi. Rozmyślaj słowa one Pańskie: „Skończyło się”; to jest: „Jużem uczynił pokój z Bogiem Ojcem, skończyły się Proroctwa, ustały Skargi, kłopoty, nieprzyjaciel porażony, pokój już stał się doskonały”; o który go proś, mówiąc do niego: „Baranku Boży, daj go nam”.

XXX. Gdy kapłan mówi Domine non sum dignus. Na ten czas przypatruj się pilno umierającemu Panu dla ciebie, nędznico; a godnażeś taki miłości wielki, porachuj się sama.

XXXI. Gdy kapłan, schyliwszy się, przymuje Naświętszy Sakrament. Wspomni na to, gdy Pan Jezus, skłoniwszy głowę, mówieł one słowa: „Ojcze, w ręce twoje polecam Ducha mego”; umarł, na którego śmierć słońce się ćmi, twarde opoki padają, ziemia drży. Co sobie pilnie uważając, jeżeli nie od żalu, przynamni od strachu przelękni się.

XXXII. Gdy podaje kielich. Pomni, jako bok włócznią przebityl nalewają wina, wody, bo krew i woda z boku pańskiego wypłynęła; przeto i ty na to hojne łzy wylewaj.

XXXIII. Gdy składa purificatorium, kielich nakrywa. Na ten czas rozmyślaj, jako Pana umarłego, z krzyża złożywszy, pomazano drogimi maściami i w drogie prześcieradło uwiniono Naświętsze ciało.

XXXIV. Gdy całuje ołtarz, mówiąc Dominus vobiscum. Uważ, jako bez przestanku Matka uboga umarłego syna swego z niewymowny swy boleści całowała.

XXXV. Gdy Collekty mówi, przy rogu ołtarza stojąc. Prowadzą go do grobu z żałosną processią, płacząc i narzekania pełno, chowają i zamykają w grobie, który obfitymi polewają łzami.

XXXVI. Gdy daje błogosławieństwo i żegna ludzie. Upadni z nabożeństwem u grobu Pańskiego, a przez srogą śmierć jego proś łaski u niego odpuszczenia grzechów i błogosławieństwa.

XXXVII. Gdy Ewangelią mówi. Wstawszy, w drogę już wszyscy idą.

XXXVIII. Gdy upada na kolana. Na ten czas Naświętsza Panna miała krzyż, na którym Syn jej najmilszy umarł, i upadła od smutku bardzo wielkiego, wspomniawszy na mękę i śmierć jego okrutną, którą niedawno cierpiał.

XXXIX. Gdy idzie od Ołtarza. Uważ pilno, jako Najświętsza Panna idzie do ubogiego domku swego w wielkim smutku, prowadź ją i tej, a wspomni sobie i uważ, w jakim była żalu i boleści, bez przestanku ustawicznie łzy wylewając aż do zmartwychwstania syna swego; pomóż jej tego żalu, pomóż płakać srogi męki i śmierci chaniebny miłego syna i odkupiciela twojego; przy tym oddaj się jej w obronę i w opiekę jako Matce miłosierdzia. Amen.

Na końcu zmów 5 Pater noster i 5 Ave Maria.

Jak król Jagiełło mszy słuchał

Nasz wielce czcigodny protokantor, Robert Pożarski, rzucił ostatnio w ludek chorałowy pytanie: „Jogajła/Jagiełło słuchał mszy przedtrydenckich! Bardzo ciekaw jestem, w jakim były rycie? Ktoś coś wie? Bo ja mam niejasne przeczucie, że był to ryt dominikański :-)” W odpowiedzi Piotruś Kędra zrobił nam arcyciekawy wykład ilustrowany o mszy przedtrydenckiej. Piotrek jest młodym człowiekiem i jego wiedza mnie naprawdę zadziwia. Zamieszczam jego wypowiedź, by mogła dotrzeć do szerszego audytorium.

Kapelanem króla Władysława był mnich benedyktyński z Łyśca Mikołaj nomen omen Drozdek, później, w czasach grunwaldzkich Bartłomiej Długosz, proboszcz kłobucki i kanonik krakowski. Jako że Mikołaj Drozdek był opatem łysogórskim i księdzem do zadań specjalnych (np. obejmował upadające opactwa i stawiał je na nogi, łamał opozycję kleru i zjednywał duchowieństwo dla unii florenckiej), król słuchał mszy odprawianych przez kanoników krakowskich. Jak owa msza wyglądała? Dla wyobrażenia posłużę się ilustracjami:




Ilustracje z XV i XVI wieku mszy odprawianych według ducha devotio moderna, czyli prywatnej, indywidualnej praktyki pobożnościowej skupionej na cierpieniach wcielonego Boga i pobożności pasyjnej.

Zacznę od drugiej ilustracji. Odprawia biskup, a służy tylko jeden diakon. Czyta mszę albo śpiewa, a drugą ręką dzierży pastorał. Co ciekawe — lichtarze bez świec.

Proszę zwrócić uwagę przy pierwszej ilustracji, że biskup odprawia (biskup Rzymu, bo diakon trzyma trójkoronną tiarę), poznać można po ornacie założonym na dalmatykę, a usługują mu tylko dwaj lewici (diakon w dalmatyce i subdiakon w tunicelli), pluwialista (w kappie, nie wiem, co robi) i turyferarz (o święceniach prezbitera, znać po stule). Prócz tego duchowieństwa mężczyzna z tyłu po lewej trzyma krzyż, a obok ktoś dzierży świecę (albo salutuje mieczem, nie dostrzegam pewnie). Trzech biskupów i dwóch kardynałów słucha Mszy świętej, a przecież mogą sami odprawiać. Wynika to z pobożności. To nie muszę być ja, aby stał się cud. Myślę, że nam, kantorom również pożyteczne duchowo jest czasem tylko posłuchać mszy. Ktoś czyta psałterz albo rozważania. Sam Pan Jezus schodzi z Krzyża, by pokazać świętość i prawdziwość Ofiary.


Czy msza była cicha? Niekoniecznie. Na tej ilustracji widać sposób odprawiania mszy nie całkiem uroczystej, czyli codziennej. Kapłan przy ołtarzu modli się do Boga, a tuż za nim chór śpiewa. Być może również służyli do mszy, bowiem ktoś musiał przynieść świece, które stoją na środku planu.


Tu mamy mszę z kazaniem. Jednocześnie. Jeszcze w latach siedemdziesiątych gdzieniegdzie w zaściankach Rzeczypospolitej tak się odprawiało.


I ponownie papież, odprawia samotrzeć.


Ten obrazek pokazuje, że jeśli nawet czegoś w odprawieniu mszy nie starczy, jak tutaj kadzidła, to aniołowie uzupełnią.

I na koniec ilustracja z brewiarza:

Jeden ksiądz, jeden ministrant, jeden wysłuchujący mszy i chór, który śpiewa.

O ile się orientuję, to msze w XV wieku były śpiewane szybko, a w wolny czas wstawiano motety albo inne wielogłosowe popisy.

Msze prywatne, ciche, to pomysł przełomu tysiącleci jako pomoc dla prywatnej pobożności kapłanów. Do tamtej pory msze (liturgie) odprawiano w niedziele i święta, ale wystarczało, aby jedna osoba odprawiła mszę w danej świątyni. Reszta kapłanów zajmowała się pozostałymi obowiązkami. Odstępstwem od tego prawidła była każda okazja wymagająca mszy świętej, jak wyprawa wojenna fundatora kościoła czy pomór bydła. W pewnym momencie dostrzeżono ogromny skarb duchowy, jakim jest codzienna celebracja, i od czasów św. Bernarda z Clairvaux jest to już zalecenie dla kapłanów. Skoro każdy kapłan miał codziennie odprawiać, każdy potrzebował swojego ołtarza i grupy, która go utrzyma. Stąd budowanie w kościołach mnogich ołtarzy, stąd takie tytuły jak altarysta (to jest duchowny, który utrzymuje się z pełnienia służby przy określonym ołtarzu), mansjonarz (podobnie, tyle że przywiązany do określonego kościoła), prałat (przełożony modlitw w danej grupie duchownych, w farze, konwencie etc.), kapelan (ktoś utrzymujący się z określonej kaplicy, z której to korzysta określona grupa ludzi, na przykład miejscy piekarze). Dlatego (prawie) każdy kapłan był dla określonej grupy wiernych, z którą żył, miał kontakty, która go żywiła i stawiała mu żądania. Zależnie od kondycji grupy i samego kapłana różnie wyglądały msze przez niego odprawiane. I tak altarysta biednej dzielnicy odprawiał po cichu, nieraz i kilkanaście suchych mszy dziennie. Zaś kapelan króla odprawiał tylko wtedy, gdy tego powaga królewska żądała. Mógł sobie pozwolić na nieprzyjmowanie ofiar, stypendiów czy pomocy od kogokolwiek, wszak jego dobrodziejem był sam król.
Na przykład w katedrze warszawskiej po prawej stronie, patrząc od wejścia w kierunku ołtarza, znajduje się kaplica archikonfraterni literackiej. Arcybractwo zajmowało się propagowaniem umiejętności czytania i pisania, rozwojem nauk i sprawami magistratu miejskiego. Elita Warszawy od 1507 roku miała swoją organizację, więc także swoje miejsce modlitw i swojego kapelana, którego utrzymywała.
Do dzisiaj różne grupki pobożnościowe pomagają swoim księżom i obdarowują ich prezentami.

Podsumowując: Król Jagiełło, jako neofita, poświęcał czas i pieniądze na potrzeby katolickiego kultu. Skoro mszy słuchał w katedrze, sposób odprawiania musiał być godny miejsca i osoby fundatora. Król miał własną kaplicę, własny chór, więc miał mu kto mszę odprawić i odśpiewać.

Ps. W kolejnym poście, „Krótki sposób rozmyślania Męki Pański przy Mszy Święty”, przedstawiam rozważania przeznaczone na czas mszy, o jakich wspomina Piotrek.

czwartek, 1 marca 2012

Rozmyślania o męce Pański zamykające w sobie pktów 45, które jeżeli będziesz pilno uważała smaku nabożeństwa nabędziesz i pociechę duchowną odniesiesz

Nie jest dzisiaj łatwo trafić na teksty służące do rozważania Męki Pańskiej. Zagłębianie się w jej realne szczegóły jest dla większości współczesnych katolików zupełnie nie comme il faut; nasza postępowa epoka wyzwoliła się przecież z ciemnego, średniowiecznego masochizmu i doloryzmu. Szczerze mówiąc, od lat nie słyszałam prawdziwych rozważań Męki Pańskiej podczas nabożeństwa Drogi Krzyżowej. Kaznodzieje wolą raczej skręcać w stronę naszych osobistych i społecznych bolączek i słabości, psychologizować lub moralizować. Ostatnio szczerze rozbawił mnie mój własny spowiednik, który przez kilka minut krygował się, czy może mi zadać jako pokutę „...takie stare, tradycyjne nabożeństwo, które wielu osobom jest trudno zaakceptować... czy nie będę miała nic przeciwko temu...”; spodziewałam się już biczowania albo noszenia żelaznego łańcucha, gdy cały zawstydzony wydusił w końcu z siebie: „...Drogę Krzyżową”.
Pomyślałam sobie zatem, że na jutrzejszy piątek warto taki tekst zaproponować. Są to fragmenty rozważań, napisanych w 1655 r. przez cystersa Kaspra z Przemętu dla cysterki trzebnickiej Małgorzaty Rayskiej. Pisałam pracę magisterską o tym zupełnie nieznanym autorze i przy okazji zebrałam wszystkie jego teksty. Spoczywają zapomniane w rękopisach; do tej pory wydano drukiem tylko trzy czy cztery rozmyślania. Dzisiaj przyszło mi do głowy, że może warto je wreszcie zacząć udostępniać, aby znowu służyły do celu, dla którego powstały.
Nie licząc mnie, a wcześniej profesora Karola Górskiego, jesteście pierwszymi ludźmi od ponad trzystu lat, którzy czytają te rozważania. Niech wam pomagają się modlić i trwać przy cierpiącym Panu. Warto rozsmakować się w cudownej staropolszczyźnie; do współczesnych wymagań dostosowałam jedynie ortografię i interpunkcję.


Co się w Ogrojcu z nim działo, pilnie się przypatruj
Naprzód przypatruj się, jako Pan Jezus, będąc mocarzem niezwyciężonym i będąc Bogiem Nieśmiertelnym i człowiekiem, jako się lęka i boi śmierci, i onę uczniom swoję opowiada, i wszytkie despekty, które go potkać miały, oznajmuje.
Po wtóre przypatruj się, co czyni, wszedszy do onego ciemnego i strasznego ogroda, gdzie śmierć swój początek wzięła, miasto ochłody i rekreacjej trwoży sobą, i w ony trwodze jakoby od Boga Ojca opuszczony, na twarz swoję upada i gorąco się modli.
Po trzecie zadziwuj się ony jego gorący modlitwie i przyszły męce, którą on przed oczema swymi widział i onę uważał, jako miała być okrutna, którą sobie rozbierając, pot się krwawy na Pana rzucił i nie tylko szaty jego, ale i ziemię, na który klęczał, zbroczył.
Po czwarte przypatruj się, jako w onym lękaniu i bojaźni pokazał mu się Anioł od Boga Ojca posłany, który go w onym jego lękaniu cieszył i potwierdzał, przymuje niewinny i pokorny baranek od Anioła, stworzenia swego, mile i wdzięcznie onę pociechę.

Gdy Pana pojmano
Naprzód zadziwuj się, jako Pan, widząc już bliską śmierć swoję, nie uchodzi przed nią, ale jej z ochotą czeka i żydom, którzy go na śmierć szukali, sam się dobrowolnie oznajmuje, mówiąc: „Ja jestem, którego szukacie”.
Po wtóre uważ dobroć Pańską, że widząc już onego zdrajcę Judasza, który go był zaprzedał żydom, a on idzie z ludem zbrojnym do ogroda, nie odwraca przenajdroszy twarzy swojej od niego, ale ją pokornie do niego schyla i pocałowanie zdradzieckie przymuje, mówiąc do niego łagodnie, przyjacielem go zowiąc, choć był zdrajcą: „Przyjacielu, na coś tu z ludem zbrojnym przyszedł, pocałowaniem Syna Bożego wydajesz”.
Po trzecie przypatrz się, jako sobie srogo a niemiłosiernie on lud z Panem postępował; skoro Judasz Pana pocałował, a palcem z tełu pokazał, poczęli wszyscy Pana Jezusa bez żadnego miłosierdzia wiązać, krępować, rozmaite Panu zelżywości i despekty wyrządzając.
Po czwarte uważ, co Pan ucierpiał tak sromotnie związany, stał jako cichy Baranek między lwami okrutnymi, któremu jedni na twarz jego świętą plwali, drudzy policzkowali, niektórzy pięściami za szyję bili, drudzy włosy z głowy targali, jako kaci okrutni alabardami obkładali, popychając go i z wielkim pędem prowadząc do Annasza. [...]

Rozkazał Piłat Pana Jezusa u słupa marmurowego smagać; co tam ucierpiał, pilno się przypatruj.
A naprzód uważ sobie, widząc, Piłat, iż złości żydoski nie mógł dosyć uczynić, ani go wymawiając, ani przyczyny żadny godny śmierci w nim znajdując, rozumiał, iż się tym kontentować mieli żydzi, a wszytkiego zaniechać, rozkazał Pana biczować. Porwali Pana oni oprawcy i z szat go jego obnażywszy, do słupa niemiłosiernie przywiązali; obnażyli tego, który niebiosa ślicznymi gwiazdami przyozdobił, tego, który ziemię pięknymi kwiatami okrył; stoi w oczach obnażony Jezus niewinny wszytkiego świata, ten, który nagości rodziców pierwszych zabieżał, ten, który Agnieszce święty, na wzgardę z szat zewleczoną, szatę Anielskimi rękami urobioną zesłał. Skąd jaki wstyd ponosił, trudno wymówić, niepodobna wypisać, tylko się domyślać.
Po wtóre uważaj, jako bez miłosierdzia Pana Jezusa oni oprawcy do słupa kamiennego mocno przywiązali i one ręce przenaświętsze, które świat stworzyły, one ręce, które człowieka ulepiły, skrępowali.
Po trzecie uważaj, jako przywiązanego Pana częstują, jako się nad niem pastwią, jedni rózgami, drudzy biczami, niektórzy łańcuszkami żelaznymi ostrymi bardzo ciało Pańskie zewsząd poorali tak dalece, że od wielki boleści na ziemię upadł i we krwi się swoi przenaświętszy zanurzał.
Po czwarte uważ, jako wiele ran Chrystus Pan na ten czas od onych okrutników odniósł, którzy ciało jego wszytko aż do kości samych poszarpali; możesz tego dochodzić z Doktorów Świętych, którzy wielką liczbę czynią biczowania Chrystusowego. Święty Bonawentura powiada, iż pięć tysięcy ran podjął w onym katowaniu. Ś. Gertruda pięć tysięcy i cztery sta, drudzy zaś powiadają, iż pięć tysięcy i pięć set, a ja przydaję, co to piszę, iż tych ran tak wiele i bez miary było.

Przy koronowaniu co ucierpiał, pilno uważ.
A naprzód uważ jako po onym okrutnym katowaniu będąc spracowanymi, oni oprawcy rozwiązali Pana Jezusa i kazali mu się znowu w szaty swoje ubrać, które on z wielką swoją żałością i sromotą po ziemi rozrzucone zbierał.
Po wtóre uważaj, skoro się Pan w szaty swoje ubrał, znowu go policzkowali i na większą zgardę jego w szatę go szarłatną ustroili.
Po trzecie uważaj, jako Pan, będąc przybrany w szkarłat, z ostrego ciernia koronę uwieli i na głowę jego przenaświętszą wtłoczyli; rwała się przenajświętsza głowa, krew oczy zalewała, a ciernie aż do mózgu przenikało.
Po czwarte uważ, jako koronowanemu Panu na większe pośmiewisko miasto berła króleskiego trzcinę w ręce dali, a poklękając przed nim i z niego się urągając, królem go nazywali. Tak ubrany i ustrojony Pan wzięty jest za rękę od Piłata, aby był ludziom pokazany, którego żydom pokazując, mówi: „Oto człowiek”. Jakoby chciał rzec: „Oto człowiek, któregoście do mnie przywiedli, abym go skarał, czegoż już więcy po nim potrzebujecie? oto człowiek, który jest raczy straszydłem, a nie człowiekiem; oto człowiek, który już na poły prawie umarł, już się nad nim zmiłować możecie, boć mu się już królestwa odechciało”. Lecz nie znalazł Piłat żadnego człowieka, któryby miał człowiecze nad Chrystusem politowanie, lwi to okrutni, niedźwiedzie srodzy, które to bestie krew obaczywszy, tym bardzie zajuszone bywają, bo obaczywszy ubranego Chrystusa w czerwone szaty, rykiem wielkim wołają na Piłata: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj”.

Przy osądzeniu albo zdaniu na śmierć, co ucierpiał
Naprzód uważaj, jako Syn Boży, który jest piękniejszy nad słońce, w szaty szkarłatne ubrany, koroną cierniową ukoronowany, krwią zbroczony, plwocinami zeszpecony i wszystek posiniały, przed Piłatem stoi, dekretu śmierci czekając.
Po wtóre uważaj, jako sędzia sprawiedliwy żywych i umarłych, Chrystus Jezus, od niesprawiedliwego starosty i od ludu niemiłosiernego jest na śmierć osądzony i zdekretowany.
Po trzecie uważ, jaką miał na ten czas żałość i boleść, patrząc na miłe i ukochane przyjacioły swoje, którym się serce od żałości wielki dziw nie padało, patrząc na zelżywą śmierć dobrodzieja swego.
Po czwarte uważ, jako ten, który żywot ludziom i wszytkiemu stworzeniu daje żywot, swój traci i umiera, gdy od niezbożnych śmierć okrutną podejmuje.

W noszeniu krzyża na kalwaryją co ucierpiał
Naprzód uważ, jako Chrystus Pan, będąc complexii słaby, dźwiga on krzyż tak srogi i okrutny na ramionach swoich, idąc na gorę kalwarią, pod którym od ciężaru wielkiego i boleści upada i mdleje.
Po wtóre uważ, iż on krzyż tak mu cięszki był, tak dalece, aż się pod nim spocił i prawie ustał, za czym musiał mu go pomagać Symon Cyrinenczyk, a niewiasta tymczasem nabożna Weronika podała mu tuwalnię, zdjąwszy ją z głowy swojej, aby pot ciekący i krew z twarzy swojej przenaświętszy otarł.
Po trzecie uważ, dźwigając on krzyż, a nie mogąc dla ciężaru wielkiego prętko chodzić, katowie oni z wielkim gniewem i zapalczywością popychali go i gwałtem, aby prędzy postępował, przymuszali.
Po czwarte uważ, jako na on cud co żywo z miasta wychodzi, dzwonią we dzwonek na ratuszu, aby pospólstwo wiedziało, że już Pana Jezusa na śmierć prowadzą. Poszła tyż i z onym pospólstwem Panna Przenajświętsza za Synem swoim z niewypowiedzianą żałością i boleścią serca swego, a im większy ludzi gmin widziała, tym się bardzie trwożeła i miecz boleści serce jej Panieńskie przenikał; aż gdy przyszła na miejsce i obaczyła Syna swego łożnicą krzyża obciążonego, omdlewała i od siebie odchodziła. Pomyśl sobie, jaki tam żal serce Panieńskie, Macierzyńskie, cierpiało; mogły tam słowa Najświętszy Panny rozrzewnić nie tylko serca ludzkie, ale i opoki twarde, a przecie nie sprawiła nic.

Przyszedłszy na miejsce Kalwariej, co tam znowu ucierpiał.

Naprzód uważ, złożywszy on krzyż z ramion swoich, porwą Chrystusa z wielkim pędem i o ziemię niemiłosiernie uderzą, i z szat go własnych zewłoczą, które były przyschły dla wielkich ran do ciała jego.
W ten czas gdy szaty jego z niego zdzierali, wszytkie się znowu rany otworzyły, z których krew obfita jako woda z krynice płynęła.
Po wtóre uważ, jako siedzi w bólach Pan i obnażony pod krzyżem, przyrównany do łotrów, czekając ony okrutny śmierci, a poglądając żałośnie na onych oprawców, którzy dół do krzyża kopali i gwoździe tempieli, aby większy boleści Panu przydali.
Po trzecie uważaj, gdy już był dół gotowy do krzyża, przystąpili oni mordercy do Pana i, wziąwszy go w ręce swoje, porzucili go na ono łoże krzyżowe, a biorąc gwoździe, wyciągają rękę prawą i okrutnie aż na drugą stronę uderzając, srogim gwoździem przybili; porwą i drugą także, nogi święte także przybijają. Tu zawołaj z wielkim żalem: „O ręce święte, ręce błogosławione, wyście mnie stworzyły, wy niebiosa uformowały, wyście ślepe dotykaniem uzdrawiały, wyście chleba pięcioro rozmnażały, na cóżeście teraz przyszły, o jak okrutnie jesteście przybite”.
Po czwarte uważaj, przybiwszy ręce, przystąpili do nóg, które tak wiele pracowały, tak wiele potu i prace dla zbawienia twojego podejmowały, przyciągnąwszy, przybili tak mocno, że wszytko ciało Chrystusa Pana i wszerz, i wzdłuż jako strana wyciągnione było tak dalece, że wszytkie kości w nim policzyć każdy mógł.

Gdy był podniesiony z krzyżem, co ucierpiał.
Naprzód uważ, jaki na ten czas wstyd i sromotę ponosił, kiedy był na krzyżu podniesiony, widzi tak wiele tysięcy ludzi, którzy na jego zelżywą śmierć patrzyli.
Uważ po wtóre, jako wielki ból na ten czas cierpiał, kiedy się w nim wszytkie stawy rwały i kości trzeszczały.
Po trzecie uważ, jako krew obficie z ręk jego i nóg przenaświętszych na umycie twoich grzechów płynęła.
Po czwarte uważaj, jaką na ten czas boleść miał w sercu, kiedy się z niego oni kapłani żydowscy i Pharizeuszowie naśmiewali, palcem go sobie jako błazna pokazując i mówiąc: „Drugich od śmierci wybawiał, a samego siebie teraz wybawić nie może; jeśliś jest królem izraelskim, ztąp z krzyża, a uwierzemy, żeś jest prawdziwy Syn Boży”; a on jakoby tego nie baczył, prosi za nimi Boga Ojca, aby im on grzech odpuścił, mówiąc one słowa: „Boże Ojcze, odpuść im ten grzech, bo nie wiedzą, co czynią”.
5. Jako Chrystus Pan na krzyżu wisząc, który wszytkim dobrze czynił i wielkie dobrodziejstwa pokazował, i łotrowi wielkie dobrodziejstwo pokazał, kiedy mu królestwo niebieskie obiecał onymi słowy: „Zaprawdę powiadam tobie, iż dzisia ze mną będziesz w Raju”.
6. Na krzyżu wisząc, Matkę swoję Przenajświętszą żegnając, Janowi ją świętemu w opiekę oddaje. Uważ jeszcze, jako jeszcze do Boga Ojca żałośnie z wielkim głosem wołał onymi słowy: „Boże ojcze, czemuś mię opuścił?”; a to mówiąc, schyliwszy głowę swoję przenajświętszą, Bogu ojcu Ducha swego oddał.
Tu się łzami wszytka zalewaj, płacząc niewinny śmierci Chrystusa Pana z Najświętszą Panną, która się utulić nie mogła, aż było zdjęte ciało z onego okrutnego krzyża, a płacząc, mów te albo tym podobne słowa: Zbawicielu mój, Chryste Jezu, płaczę i boleję nad tobą; z uprzymą a serdeczną gorzkością opłakuję śmierć twoję, który przyczyną są grzechy moje, za które żałuję. O Boże Ojcze Niebieski, ustają siły, rozum tępieje, język usycha, i usta się zawierają, i piersi z siebie tchu więcy wypuszczać nie chcą — z jedny strony na tak wielkie okrucieństwa Syna twojego a oblubieńca mego, a z drugi na miłość twoję i cierpliwość jego; niechże cię za to wszytko stworzenie chwali, czci i wielbi, i miłuje na wieki, a ja, acz niegodna służebnica twoja, nie mając się z czym inszym przed majestatem twoim stawić, tylko z zasługami Syna twojego a oblubieńca mojego, teć tedy za grzechy moje ofiaruję, za które serdecznie żałuję, poprawę za łaską twoją obiecując, jedno mi to dać racz, abym wielkiego dobrodziejstwa twojego, miłości Syna a oblubieńca mojego nie zapomiała, ale się z nim potym wiecznie radowała, co mi racz dać, Chryste Jezu, żyjący na wieki wieków Amen.

Ps. Inne rozważania Męki Pańskiej autorstwa Kaspra z Przemętu publikuję w poście „Krótki sposób rozmyślania Męki Pański przy Mszy Święty”.