poniedziałek, 17 września 2012

Rewolucjonista

Dominikanie zdecydowanie należą do tych, którzy wiedzą i mają; ale warto pamiętać, że zakon ten to nie tylko jajogłowi intelektualiści, sławni artyści, papieże i kardynałowie, choć to oni najmocniej błyszczeli w historii. Trwa także (choć nie do końca wiem, czy zasłużyli się tu sami dominikanie, czy związani z nimi świeccy) pamięć o dominikanach, którzy wiedzieli, że ci, którzy wiedzą i mają, mają być dla tych, którzy nie wiedzą i nie mają. Dzisiaj obchodzimy wspomnienie jednego z nich, świętego Jana Macíasa: troszczącego się o ubogich i wykluczonych, pokornie znoszącego przykrości od swoich błyszczących, inteligentnych i wykształconych współbraci, którzy rozumieli mniej od niego.
W homilii kanonizacyjnej papież Paweł VI mówił:
„Jan Macías jest wspaniałym i wymownym świadkiem ewangelicznego ubóstwa: jako mały sierota z otrzymywanej drobnej zapłaty pastuszka wspomaga biednych — »swoich braci«, dzieląc ich wiarę; jako wygnaniec, gdy naśladując swego patrona, świętego Jana Chrzciciela, nie szuka jak inni bogactw, ale pragnie tylko tego, aby się spełniła wola Boża; jako służący w oberży i starszy pasterz hojnie rozdaje swą miłość ubogim, ucząc ich modlitwy; jako zakonnik wypełnia swoje śluby, najwyższy dowód miłości względem Boga i bliźniego: »dla siebie nie szuka niczego, jak tylko Boga«. W celi furtiana łączy intensywne życie modlitwy i pokuty z niesieniem pomocy i dostarczaniem pożywienia dla mnóstwa biednych; sam odmawia sobie pokarmu, aby zaspokoić głód łaknących”.

Dzisiaj, po kompromitacji komunizmu i teologii wyzwolenia, postrzeganie chrześcijaństwa w kluczu rewolucji, jak i samo słowo rewolucja, są zupełnie skompromitowane. Jednak jeśli sięgniemy do źródłosłowu tego terminu (ponownie ukształtować), to czy chrześcijaństwo nie jest, nie ma być rewolucją? Czy nie zapowiada rewolucji ewangeliczny kantyk Maryi, który uwielbia Boga za to, że „strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych, głodnych nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił”? Czy nie jest rewolucją pierwsza warstwa ewangelicznych błogosławieństw, która — jak twierdzą naprawdę mądrzy i kompetentni bibliści — brzmiała początkowo „Błogosławieni ubodzy, albowiem do nich należy królestwo niebieskie..., błogosławieni, którzy łakną i pragną, albowiem będą nasyceni”? Tę pierwotną wersję zachowała Ewangelia Łukasza, wraz z ostrzeżeniami „biada” dla zadowolonych, sytych i bogatych, podczas gdy wspólnota chrześcijan, w której w latach 70–80. I wieku redagowana była Ewangelia Mateusza, mieszkająca zapewne w bogatej Antiochii Syryjskiej, już wówczas tak wrosła w uwarunkowania tego świata, że do oryginalnego tekstu dodano wstawki mające nadać mu bardziej duchowy charakter i pozbawić go jego trudnego do zaakceptowania radykalizmu. (Więcej na ten temat: świetny nowy komentarz egzegetyczny ks. A. Paciorka do Ewangelii św. Mateusza, wydany przez wydawnictwo paulistów).
Rewolucja staje się złem, zaczyna niszczyć i zabijać, gdy sięga po środki tego świata: władzę i przemoc. Dopóki posługuje się środkami takimi, jakich używali prorocy, Chrystus, Maryja i Jan Macías, jest w porządku. To jest prawdziwa rewolucja. Chrześcijanie są do niej zobowiązani; w przeciwnym razie stają się solą, która utraciła swój smak.
Tak się składa, że akurat dzisiaj bracia studenci polskiej prowincji dominikanów oraz ich wychowawcy i profesorzy rozpoczęli nowy rok akademicki. Trudno o lepszego patrona tego dnia. Niech św. Jan Macías, który sam zapewne w najlepszym razie najwyżej umiał czytać, prosi teraz za swoich młodszych, wykształconych współbraci, by zawsze pamiętali, że studium intelektualne, wielki przywilej i obowiązek dominikanów, prowadzi na manowce, jeśli nie poprzedzają go modlitwa i miłosierdzie. Dopiero w tym towarzystwie wiedza zamienia się w mądrość.
Nie można tutaj nie wspomnieć subtelnego intelektualisty i doktora Kościoła, św. Jana od Krzyża, który swoją drogę na górę Karmel rozpoczął od małego prowincjonalnego szpitalika, w którym pracował całymi dniami jako pielęgniarz chorych i bezdomnych.
Skoro cytowałam już homilię kanonizacyjną papieża, składającego hołd prostemu i niewykształconemu św. Janowi, niech na koniec przemówi jeszcze ówczesny (1975) generał zakonu, brat Vincent de Couesnongle:
„Niewątpliwie to swoje święte życie, życie miłości ku biednym, mógłby przeżywać gdziekolwiek i kiedykolwiek. Jednak on stał się świętym właśnie w tym małym światku ludzi wykorzenionych, ludzi najbiedniejszych. I to właśnie nas dzisiaj uderza. [...] Braterska miłość to nie jest jakiś luksus, na który mogą sobie pozwolić mający czas, pieniądze i odpowiednie dyspozycje. [...] Świat doskonale sprawiedliwy, z najwspanialszym nawet prawodawstwem, świat, w którym prawa każdej jednostki będą zabezpieczone, może jeszcze być światem zimnym, bez duszy i nadziei, ponieważ jest bez miłości. Sama sprawiedliwość może stać się nieludzka i żadne prawa społeczne nie mogą zrodzić miłości. [...] Przesłanie Jana Macíasa nie ma więc charakteru jedynie społecznego: jest bowiem w pierwszym rzędzie teologalne. [...] Przez swoje miłosierdzie względem ubogich objawił w swoim stuleciu prawdziwe imię Boga biednym Ameryki, którzy nie wiedzieli, że »Bóg jest miłością«”.

Proszę Was po przeczytaniu tych słów o zapoznanie się z wpisem wczorajszym, gdyż jest tam mowa o kimś, kto potrzebuje konkretnej pomocy materialnej tutaj i teraz. Fortuna kołem się toczy i ci, co w dawnych wiekach byli bogaci i pomagali innym, dzisiaj nierzadko stają się w dosłownym znaczeniu słowa ubogimi, którzy potrzebują naszego wsparcia, aby przetrwać. W tym wypadku chodzi konkretnie o siostry benedyktynki ze Staniątek. Kiedy na blogu „dowalam dominikanom” czy szerzej klerowi, tekst czytają setki ludzi i spotykam się z pochwałami. Gdy piszę o czymś pozytywnym albo o tym, że komu trzeba pomóc, jest cisza, a statystyka wykazuje, że na tekst weszło kilkanaście czy najwyżej 30 osób. Coś tu jest nie tak.
Proszę także o modlitwę o pokój w Syrii. Tam, gdzie rozwijały się pierwsze wspólnoty chrześcijan, gdzie nawrócił się święty Paweł i powstała Ewangelia Mateusza, dzisiaj giną ludzie, a my milczymy. Codziennie czekam na mszy na wspomnienie w modlitwie powszechnej o Syrii i codziennie się rozczarowuję.

niedziela, 16 września 2012

Koncert Jacka Hałasa na rzecz Staniątek

W kościele sióstr benedyktynek w Staniątkach wystąpił dziś z koncertem na rzecz ratowania zabytkowego klasztoru Jacek Hałas, wybitny artysta i muzyk, specjalizujący się w starodawnych pieśniach dziadowskich.
Z towarzyszeniem liry korbowej, drumli i akordeonu Jacek zaśpiewał wiele najbardziej znanych pieśni ze swego repertuaru, m.in. „Zegar bije”, „Pieśń o św. Zofii”. Wstęp na koncert był wolny, siostry jedynie zbierały dobrowolne datki; niestety mimo szerokiej reklamy (m.in. „Dziennik Polski”, Facebook, strona gminy Niepołomice, pobliskie kościoły), ładnej pogody i znanego nazwiska artysty przyszło naprawdę niewiele osób i nie wiem, czy siostrom udało się uzbierać chociaż na jedną tonę węgla; myślę, że krakusi — zwłaszcza ci aspirujący do kultury wysokiej oraz interesujący się muzyką dawną i tradycyjną — powinni się po prostu wstydzić. Opactwo w Staniątkach naprawdę potrzebuje naszej pomocy; kilkanaście sióstr nie jest w stanie zdobyć we własnym zakresie środków na remont bezcennego zabytku, który jest w tak złym stanie, że przez dziurawy dach do zabytkowych wnętrz leje się woda.
Najbliższy koncert na rzecz ratowania Staniątek odbędzie się 11 listopada; wystąpi krakowski oktet muzyki dawnej Octava. Rozpowszechniajcie to zaproszenie, a najlepiej przyjedźcie na koncert i ofiarujcie siostrom, co możecie.
Zapraszam także niezależnie od koncertów do przyjazdu do Staniątek, pięknie położonych na skraju Puszczy Niepołomickiej, i zwiedzenia kościoła klasztornego z cudownym obrazem Matki Bożej Bolesnej i pięknym wyposażeniem, w tym freskami Andrzeja Radwańskiego. Najlepiej w niedzielę; po mszach otwarty jest nie tylko kościół, lecz także małe muzeum klasztorne z cennymi eksponatami (gotyckie rzeźby i księgi liturgiczne, barokowe szaty liturgiczne, monstrancje, kielichy, są też niespodzianki i ciekawostki, o których dowiedzą się ci, którzy tam przyjadą).
Mieszkam w pobliżu klasztoru w Staniątkach, właśnie ze względu na jego bliskość osiedliliśmy się z mężem w tym, a nie innym miejscu. Los sióstr i klasztoru jest mi bardzo bliski i proszę was gorąco o włączenie się w akcję na rzecz jego ratowania. Nie wszyscy są w sytuacji pozwalającej na ofiarowanie pieniędzy; ale każdy może się w tej sprawie modlić i przekazywać informacje o akcji kolejnym osobom.
Przydatne linki:
Strona klasztoru w Staniątkach
(na stronie podany jest numer konta bankowego i kto może, niech uczyni z tej informacji właściwy użytek)
Strona Jacka i Alicji Hałasów
Strona akcji „Ratujmy Staniątki” na Facebooku
Nowenna i litania do Matki Bożej Bolesnej ze Staniątek
(niezawodny środek specjalny)











Fot. Artur Krupiński

niedziela, 2 września 2012

Unanimitas, czyli Papież i ja ;)

He he, znowu napisałam coś na blogu, a kilkanaście godzin później przeczytałam, że podobnie wypowiedział się papież Benedykt lub któryś z jego współpracowników. Ostatnio dotyczyło to klęczenia („Powracał do przyklękania jak do szczególnej sztuki i służby”, „Powracał do przyklękania: follow-up”), a tym razem chodzi o wątek przestrzegania przepisów liturgicznych i kanonicznych, poruszony w tekście „Nie wolno tworzyć »dziejów bez dziejów«”. Proszę szczególnie zwrócić uwagę na wytłuszczone słowa. Może Watykan zrobi mnie kiedyś jakimś konsultorem albo przynajmniej sekretarką :)

Kard. Burke: nowa ewangelizacja z poszanowaniem prawa
2012-08-31

Powszechna nieznajomość i nieprzestrzeganie prawa kanonicznego wyrządziły Kościołowi wiele szkód. Nowa ewangelizacja nie może się zatem obejść bez przywrócenia kościelnemu prawu jego należytej roli — uważa kard. Raymond Burke, prefekt watykańskiego Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej. Zabrał on głos na kongresie kanonistów, który odbył się w stolicy Kenii Nairobi. Przypomniał, że jako student i młody ksiądz sam był świadkiem powszechnego odrzucenia prawa kanonicznego w Kościele w imię złego rozumienia Soboru. Samo istnienie kodeksu uważano za przedawnione i niemożliwe do pogodzenia z duszpasterstwem — mówił kard. Burke. W jego przekonaniu negatywne konsekwencje takiej postawy do dziś przejawiają się w różnych dziedzinach życia kościelnego: w liturgii, katechizacji czy życiu zakonnym.

Lekceważenie prawa w znaczącej mierze przyczyniło się również do skandali seksualnych wśród duchowieństwa. Kościół był przygotowany na takie przypadki, posiadał dobre procedury prawne, wystarczyło je zastosować — podkreślił pochodzący ze Stanów Zjednoczonych hierarcha. Przypomniał, że przed lekceważeniem kościelnego prawa bezskutecznie przestrzegał już Paweł VI, pokazując, że postawa taka nie ma nic wspólnego z Soborem. Dziś odrodzenie Kościoła dzięki nowej ewangelizacji musi też z konieczności przywrócić szacunek dla prawa kanonicznego. W pierwszym rzędzie powinno to dotyczyć norm liturgicznych, ponieważ chronią one to, co w Kościele najświętsze — powiedział prefekt Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej na kongresie kanonistów w Nairobi.


Cyt. za Sanctus.pl.

Przy okazji polecam artykuł z kategorii „przeczytać koniecznie”: o niezwykłej, a niestety zapomnianej postaci abp. Antoniego Baraniaka, sekretarza kardynałów Hlonda i Wyszyńskiego, jego heroicznej postawie w stalinowskiej katowni, która uratowała polski Kościół, i osobistej świętości. To prawda — abp Baraniak w pełni zasługuje na proces beatyfikacyjny, jak mówi jeden ze świadków jego życia, wypowiadający się w artykule: Przewodnik Katolicki z sierpnia 2012, „Wierny towarzysz w cierpieniu”.