czwartek, 30 stycznia 2014

Pilny apel: Uwaga na piątą kolumnę Kremla w Polsce!

Normalnie na tym blogu piszę tylko o sprawach kościelnych, ale tym razem ze względu na ważność kwestii muszę poruszyć aktualny temat polityczny: nagłą nagonkę polskich środowisk nacjonalistycznych i prokremlowskich na Ukraińców walczących o własne życie, wolność i godność z Berkutem i rosyjskimi oddziałami zawodowych morderców, przebranymi dla niepoznaki w ukraińskie mundury. Nagonka ta odbywa się od kilku dni na Facebooku i forach internetowych, a obecnie jest podkręcana przez „Rzeczpospolitą”. Nie podaję linku ani tytułu, by nie propagować sprzecznej z polską racją stanu, gadzinowej propagandy.

Na Ukrainie bywam regularnie, znam mnóstwo ludzi, uczestniczę w życiu tego kraju i wydaje mi się, że nieco go znam. Nie widziałam w ostatnich tygodniach jeszcze ani jednej analizy zrobionej przez dziennikarzy polskich, która by nie zdradzała, że autor niezbyt się w sprawach ukraińskich orientuje, powtarza cudze opinie i powiela znane klisze.
Trzeba zignorować dziennikarzy, którzy pojechali na Ukrainę dla eventu i szukają sensacji. I nie wolno zapominać, że „Rzeczpospolita” należy do biznesmena związanego z władzą, która liże tyłek Putinowi i Merkel jak targowiczanie. Takie teksty nie pojawiają się bez powodu, temat został wyciągnięty przez bardzo różne, acz określone środowiska jednego dnia, akurat w tym samym momencie, gdy w świat wydostały się informacje o ofiarach śmiertelnych w Kijowie i masakrach dokonywanych przez Berkut. Chwilę wcześniej odbyła się próba prowokacji mającej sprowokować oskarżenie demonstrantów o antysemityzm. Przypadek? Ja jestem historykiem... I dziennikarzem; wiem, jak wyszukać klienta, żeby zrobić wywiad pod określoną tezę, i jak go podprowadzić.

Oczywiście, ludzie, którzy myślą tak jak człowiek, który udzielił „Rzeczpospolitej” wywiadu, zdarzają się na Ukrainie, podobnie jak w Polsce natychmiast znaleźli się nacjonaliści, którzy rzucili hasło rozbioru Ukrainy między Polskę i Rosję, korzystając z obecnej sytuacji. Wart Pac pałaca, małpy z brzytwą znajdą się w każdym narodzie, podobnie jak polieznyje idioty. Trzeba rozumieć kilka rzeczy:
Po pierwsze, dla tożsamości historycznej Ukraińców UPA pełni mniej więcej taką rolę jak dla nas Armia Krajowa. Dla nich to są ludzie, którzy w obronie Ukrainy walczyli zbrojnie z komunistami. Duża część nie wie w ogóle o zbrodniach na Polakach, a ci, co nawet wiedzą, że coś takiego było, nie mają pojęcia o ich skali. To jest dopiero lekcja historii do odrobienia. I trzeba to w końcu zrobić, Ukraińcy muszą się o swoich szkieletach w szafie dowiedzieć i przepracować sprawę w zgodny z Ewangelią sposób, ale czas i okazja na to będzie tylko pod warunkiem, że nie zostaną zatłuczeni rosyjskim knutem.
Po drugie, zagrożenie i poczucie beznadziei wpycha ludzi w skrajności. Ukraińcy to naród, którego świadomość obywatelska dopiero powstaje. U nas 30% głosowało na Tymińskiego, a Lepper utrzymywał się w sejmie bardzo długo. Obecna sytuacja spowodowała powstanie wspólnego frontu wszystkich sił antykomunistycznych, niezależnie od pozostałych poglądów.
Po trzecie, nacjonaliści istnieją, owszem, na Ukrainie (gdzieniegdzie są nawet dość mocno widoczni), ale we Lwowie i na Wołyniu, a nie w Kijowie i na Wschodzie.
Po czwarte, tam giną ludzie. Nie mają dostępu do szpitali i środków medycznych. I najpierw trzeba pomagać. To jest kwestia humanitaryzmu; nie zależy od poglądów i wiedzy ofiar.
Po piąte, partia Swoboda jest przez większość Ukraińców poza Hałyczyną i Wołyniem równie pogardzana i nielubiana jak u nas nacjonalistyczne skrzydło ruchu narodowego (i słusznie).
Po szóste, niedopuszczenie do całkowitego podporządkowania sobie Ukrainy przez Rosję to dla Polski po prostu racja stanu. Tylko niezależna od Rosji (a właściwie kremlowskiego imperializmu, nie mylmy Kremla z narodem rosyjskim) Ukraina jest jakimś zabezpieczeniem, że Rosja, w której odradza się imperium — ja to śledzę — nie wróci tak prędko nad Wisłę. Zwłaszcza że nasi politycy są równie umiejętni, uczciwi, humanitarni i kochający dobro swojego kraju jak Partia Regionów.

W obecnej żałosnej sytuacji na styku spraw polsko-rosyjsko-ukraińsko-litewskich najbardziej żałosny wydaje mi się niedowład umysłowy polskich środowisk narodowo-katolickich (czy jakkolwiek to można nazwać, bo żaden desygnat nie opisuje prawdy, a jest tylko etykietką), które mają za złe Rosjanom, Ukraińcom i Litwinom dokładnie to samo postępowanie i poglądy w stosunku do Polaków, które to owe właśnie polskie środowiska propagują jako jedynie słuszne wobec ww. Rosjan, Ukraińców i Litwinów. UPA to zbrodniarze, NSZ bohaterowie (podczas gdy jedni i drudzy raz byli zbrodniarzami, a raz bohaterami). Rosja jest antypolska, jeśli broni swej racji stanu przed Polską, ale Polska powinna bronić swej racji stanu przed Rosją. Litwini to zbrodniarze, kiedy likwidują polskie nazwy ulic i nie pozwalają stosować polskiej pisowni w paszportach, ale w Polsce nie powinno być dwujęzycznych nazw miejscowości, a ten, kto o to prosi, to zdrajca. I tak dalej. A to wszystko jest dodatkowo podszyte głęboką niewiedzą historyczną i brakiem podstawowych umiejętności analizy historycznej. Tuwim był geniuszem, gdy pisał w wierszu „Straszni mieszczanie”, że straszni mieszczanie wszystko widzą oddzielnie. Naprawdę jestem zdania, że nacjonalizm (w odróżnieniu od patriotyzmu) jest aberracją wynikającą z niedokształcenia i pewnych problemów psychologicznych. W każdym narodzie. A kolor flag i konkretne nazwiska bohaterów i wrogów są zupełnie przypadkowe, zależne od faktu, gdzie akurat dany egzemplarz się urodził.

Dziś w nocy w Fastowie koło Kijowa (taki ukraiński odpowiednik Żyrardowa albo Koluszek), do którego jeżdżę regularnie, bo mieszkają tam moi przyjaciele, poleciał z cokołu na centralnym placu miasta pomnik Lenina. Prawie sto lat temu, 1 grudnia 1918 r., na dworcu w Fastowie przedstawiciele Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej i Ukraińskiej Republiki Ludowej podpisali umowę o połączeniu. W naiwnych intencjach sygnatariuszy miała ona umożliwić niepodległość Ukrainy, ale w rzeczywistości pogrzebała szanse na stworzenie z Polską wspólnego frontu antysowieckiego i skuteczną obronę przed bolszewikami. Owoce nadeszły bardzo szybko. Kilkanaście miesięcy później nawała bolszewicka atakowała Warszawę, na fastowszczyźnie zaś w ciągu następnych kilku lat kościoły i cerkwie pozamykano, chrześcijanie wylądowali w łagrach lub zostali rozstrzelani, a cały region wyludnił się, wymordowany wielkim głodem świadomie wywołanym przez bolszewickich zbrodniarzy. Wymarła wtedy także większość fastowskich Polaków (w Fastowie przed rewolucją istniała duża kolonia polska). Dzisiaj fastowianie wciąż usiłują pozbierać się po wielkiej traumie, wyjść z posowieckiej nędzy i odnaleźć na powrót Boga.
W lokalnym muzeum regionalnym, owszem, oprócz innych eksponatów znajduje się mała wystawa poświęcona lokalnemu UPA-owcowi. Człowiek ten walczył jako partyzant z komunistami jeszcze po wojnie, podobnie jak nasi żołnierze niezłomni, w końcu został schwytany i przesiedział wiele lat w łagrze. Pani oprowadzająca mnie usiłowała ominąć ten fragment ekspozycji, a gdy uparłam się go obejrzeć, była bardzo zawstydzona. Tłumaczyła, że to bardzo skomplikowane i jej jest przykro przed Polakami, ale dla nich na fastowszczyźnie UPA to lokalne oddziały samoobrony, które broniły ludu przed bolszewickimi bojówkami... Nigdy, ale to nigdy (z wyjątkiem jednej sytuacji we Lwowie) nie doznałam na Ukrainie żadnej przykrości w związku z tym, że jestem Polką. Odwrotnie, zawsze witają mnie tam otwarte serca i domy. I nigdy w żadnym kraju nie usłyszałam tylu dobrych słów na temat Polski.

wtorek, 28 stycznia 2014

Przerwa na rozrywkę

Mała przerwa na rozrywkę, nie może być stale o tym samym.
Idę sobie wczoraj ulicą Straszewskiego, przechodzę pod filharmonią, patrzę... i oczom nie wierzę, albowiem przybytek Polihymnii reklamuje się plakatami następującymi:


Ja bym swojej orkiestry nie reklamowała w ten sposób, myślę sobie, ale cóż, jak wiadomo, marketing w instytucjach budżetowych nie stoi na najwyższym poziomie.
Idę dalej, dochodzę do szkoły teatralnej. Przy drzwiach wisi repertuar miejscowej sceny, na której studenci wystawiają spektakle dyplomowe itp. Aktualny repertuar styczniowy obejmuje dwie sztuki:




Wyznaję, że mnie adepci Melpomeny pozytywnie zaskoczyli. Wiadomo, co się dzieje w branży, poziom polskiego teatru uderza o dno od spodu, skandal z Klatą w Starym i wszelkie inne... Wszyscy mówią, że środowisko jest całkowicie oderwane od rzeczywistości i społeczeństwa, a tu nagle dowód takiej samoświadomości i samokrytycyzmu!

niedziela, 26 stycznia 2014

Cisza, pustka, nada

„Ponieważ modlitwa jest rozmową z Bogiem, domaga się ona ciszy i skupienia, i unikania zewnętrznego rozproszenia. Bez tej wewnętrznej ciszy nie można wznieść serca do Boga i tylko Nim się zajmować. Św. Bonawentura zaś dodaje, że bardzo nie wypada mówić ustami do Boga, a sercem być gdzie indziej.
Wszak Ty sam, Mistrzu, upominasz nas w Ewangelii: Kiedy się modlisz, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego (Mt 6, 6). Trzeba więc — jak mówi św. Bonawentura — oderwać serce od doczesnych trosk i pragnień i zwrócić się ku jego wnętrzu.
To zaś się nigdy nie uda bez opanowania oczu i języka przez skupienie i milczenie. Mądry Kasjan już dawno powiedział: Wszystko, czym się zajmujemy przed godziną modlitwy, wciska się w nasze myśli w czasie modlitwy. Dlatego już przedtem musimy się postarać o usposobienie, w którym pragniemy się modlić.
Dobry Jezu, dodaj nam siły, abyśmy umieli iść za radą, jaką św. Bonawentura dał siostrom: Mów rzadko, mało i krótko. Bądź skromna i nie mów prawie nigdy o swoich sprawach. Zeszyj usta nicią dyscypliny i niech twoje słowo będzie nieczęste, krótkie, pożyteczne i pokorne”.

Sylwester van Veghel OFMCap, Miłość Krzyża

czwartek, 23 stycznia 2014

Czy biskupowi diecezjalnemu przyrzekasz cześć i posłuszeństwo?

Histeria wśród znajomych tzw. aktywnych katolików wokół opublikowania prywatnych notatek Jana Pawła II osiągnęła taki poziom absurdu, że przestałam już się dziwić i tylko się śmieję.
W godzinie czytań w ostatnią niedzielę czytaliśmy fragment z listu św. Ignacego Antiocheńskiego, biskupa i męczennika, do Efezjan, a w nim między innymi:
„Wszelkimi sposobami trzeba wam wielbić Jezusa Chrystusa, który was uwielbił, abyście zjednoczeni w tym samym posłannictwie, to jest, poddani biskupowi i prezbiterom, osiągnęli pełnię świętości... Ponieważ jednak, gdy o was idzie, miłość nie pozwala mi milczeć, dlatego uprzedziłem was i zachęcam, abyście jednoczyli się w spełnianiu woli Boga... Dlatego trzeba, abyście pozostawali w jedności z waszym biskupem, co też zresztą czynicie. Wasze czcigodne prezbiterium, czcigodne wobec Boga, złączone jest tak z biskupem, jak struny cytry. W jednomyślności i zgodnej miłości wznosi się pieśń ku chwale Jezusa Chrystusa. Każdy z was niechaj stanie się członkiem takiego chóru, abyście jednomyślni zgodą, podejmując harmonijnie melodię Bożą jednym głosem, śpiewali Ojcu przez Jezusa Chrystusa. Wtedy wysłucha was i pozna po dobrych waszych czynach, że należycie do Jego Syna. Trwajcie przeto w nienaruszonej jedności, abyście mieli trwałe uczestnictwo w Bogu. Jeśli ja sam w krótkim czasie zawarłem z waszym biskupem tak serdeczną znajomość, nie według ciała, lecz duchową, o ileż bardziej was uznaję za szczęśliwych, którzy z nim tak ściśle złączeni jesteście jak Kościół z Jezusem Chrystusem, jak Jezus Chrystus z Ojcem w doskonałej harmonii jedności. Niechaj nikt nie błądzi: jeśli ktoś znajduje się z dala od ołtarza, pozbawia się Bożego chleba”.
Wielu jest takich, co do kościoła na mszę przychodzą, albo nawet ją sprawują, ale w sercu są odłączeni, bo jedności ze swoim biskupem nie mają. I wtedy, zgodnie ze słowami św. Ignacego, nie mogą liczyć na świętość, owoce Bożego chleba i poznanie, że należą do Jego Syna.
Należę do pokolenia, które pamięta wojnę z Kościołem toczoną przez komunistów. Było jasne, że diabeł rękami komunistów uderza przede wszystkim w biskupów z kardynałem Wyszyńskim, a potem Glempem na czele. Bo jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. Kościół niszczy się przede wszystkim, rozbijając więź wiernych z hierarchią. Uderz pasterza, aby się rozproszyły owce. I dlatego dla wszystkich patriotów (nawet spoza Kościoła, bo moja rodzina na przykład była niereligijna i tradycyjnie antyklerykalna, ale w tej sprawie miała dokładnie to samo zdanie) było jasne, że należy stać przy kardynale Wyszyńskim. Tak samo jak było jasne, że komuniści mogą z kolei liczyć na tzw. inteligencję katolicką, środowiska różnych „Znaków” i „Tygodników Powszechnych”, gdy chcą w biskupów uderzyć.
W sumie niewiele się zmieniło, a nawet nic; zło z biegiem czasu tylko narasta. Dzisiaj już nawet komunistów nie trzeba, bo całą rozbijacką robotę w Kościele wykonują dla diabła sami ludzie Kościoła.
Ja naprawdę mam już dosyć wysłuchiwania od znajomych księży drwin, szyderstw i pogardliwych ocen biskupów. Pojedynczo i całego Episkopatu do kupy. I czynią to ci sami ludzie, którzy mają wielkie pretensje do części tradsów-jastrzębi, że atakują papieża Franciszka i wyśmiewają się z niego. Jasne, jest to zgroza, ale kto ich tak wymodelował? Wy sami, gdy wyśmiewaliście się z biskupów, a część z was także z poprzedniego papieża, Benedykta. Niedawno dowiedziałam się, że Sienkiewicz ostrzegał cesarza Wilhelma, iż jeśli łamie prawa nadane Polakom w Księstwie Poznańskim przez jego ojca i dziada, to doczeka tego, iż jego właśni poddani, nauczywszy się, że zobowiązań nie trzeba dotrzymywać, zrzucą go z tronu. I tak się stało. A wy wszyscy przysięgaliście swemu biskupowi cześć i posłuszeństwo. I jak w przypadku przysięgi małżeńskiej, nie było potem: Jeśli jest mądry, jeśli go lubię, jeśli ma takie poglądy jak ja, jeśli nie grzeszy i mnie szanuje... I jeśli wymagacie od ludzi świeckich wypełniania ich przysiąg, to czy nie osłabia waszego głoszenia, jeśli ci ludzie widzą, jak traktujecie własną przysięgę wobec swojego biskupa?
Najbardziej nieznany sobór to ten Watykański II. Zapraszam do czytania już nie tylko Sacrosanctum Concilium czy Unitatis redintegratio (by dowiedzieć się, jak NAPRAWDĘ powinien wyglądać ekumenizm), lecz i Presbyterorum ordinis: dekret o posłudze i życiu kapłanów. Polecam taką zabawę świeckim: poczytajcie i zobaczcie, jak kapłani wokół was wypełniają ten dokument, zwłaszcza właśnie w odniesieniu do osób biskupów. (Przy okazji warto też zapoznać się z Apostolicam actuositatem, dekretem o apostolstwie świeckich, i dowiedzieć się, jaka jest naprawdę ich rola w Kościele. Czy na pewno mają rozdawać komunię, głosić rekolekcje, jeśli nie mają z jakiegoś szczególnego tytułu misji kanonicznej, prowadzić rozważania podczas nabożeństw...)
A teraz przez katolicki internet przechodzą nawoływania, by nie kupować tej książki, i nawet tradsi zjednoczyli się w tej sprawie z „Kościołem otwartym”. (Pytanie: co może połączyć tradycjonalistów i „Kościół otwarty”? Odpowiedź: nieposłuszeństwo i pogarda wobec swego biskupa. Gratuluję.)
Inni Katoni bezinteresowności mają z kolei za złe, że biskupstwo krakowskie na tej książce zarobi. Nierzadko ci sami, którzy niedawno gardłowali, że Kościół ma moralne prawo dusić państwo o wszelkie odszkodowania, wysądzać złocisze składane przez dzisiejszych podatników (a nie sprawców nacjonalizacji i ich spadkobierców) do kasy państwowej, gdy nie ma w niej środków na odszkodowania dla zabużan i pozostałych świeckich ofiar komunizmu, na dotacje do służby zdrowia i samorządów; a z odzyskanych nieruchomości wyrzucać szkoły, szpitale i emerytów. (Bo święte prawo własności. Naprawdę, według Ewangelii, święte i bezwzględnie ważniejsze niż inne prawa?) A parę złotych uczciwie zarobione za dobrą książkę, która przyniesie ludziom słowa wiary, to granda.
I jeszcze jeden moment mnie w tym wszystkim uderza: pewne siebie przekonanie, że mam wiedzę, mądrość, umiejętności, doświadczenie czy co jeszcze, które pozwalają mi, i dają mandat, aby recenzować, oceniać, osądzać czyny i słowa mojego zwierzchnika w Kościele, biskupa (czy innego prawnie ustanowionego przełożonego), zdradza po prostu pychę. Starą, dobrą pychę, jeden z siedmiu grzechów głównych. Któż cię ustanowił recenzentem Twojego zwierzchnika w Kościele? Kto tu komu ma okazywać cześć i posłuszeństwo, kto ma kogo prawo oceniać i recenzować?
Nawiasem mówiąc zresztą, tym razem sprawa jest oczywista. Nasze świątynie są pełne wspaniałych grobowców i relikwiarzy świętych, którzy umierając, błagali, by pochować ich pod nogami i nie dawać nawet napisu, tak aby ich grób został zapomniany. Podobnie osoby umierające w opinii świętości często prosiły, by spalić ich notatki i pisma. Przykładowo, św. Teresa z Avili stawiała ostry warunek, aby jej pisma nie były udostępniane na zewnątrz, a w wielu listach wydawała polecenie adresatom, by je od razu spalili. Podobnie św. Jan od Krzyża. Teresa od Dzieciątka Jezus chciała, by pewne jej zapiski były dostępne tylko dla rodzonych sióstr w zakonie. A jednak biskup miejsca wydał polecenie, by zostały ujawnione, i matka Agnieszka (Paulina), siostra Teresy i wydawczyni jej pism, posłuchała go. Bo sama była pokorna i święta.
I jest dla mnie oczywiste, że mądrość Kościoła i jego hierarchów — ze święceniami biskupimi i pełnią kapłaństwa wiążą się dodatkowe łaski, o czym wierni świeccy, i niestety także niektórzy prezbiterzy w dzisiejszych czasach zdają się najczęściej w ogóle nie pamiętać — polega na tym, że wiedzą, kiedy próśb takiej osoby należy nie wysłuchać. I jest to ewidentne, zwłaszcza gdy jeszcze za życia ta osoba ma tak widoczną świętość, iż wiadomo, że proces beatyfikacyjny, w którym zbiera się wszystkie pisma sługi Bożego, jest tylko kwestią czasu. Bo święty jest dla Kościoła, przestaje być osobą prywatną.
To jest sentire cum Ecclesia i słuchanie bardziej Pana Boga niż ludzi. Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie. I jestem gotowa się założyć, że w każdym z tych ludzi było tyle pokory i posłuszeństwa wobec Kościoła — w odróżnieniu od ludzi myślących w kategoriach świata, nawet jeśli codziennie bywają w kościele albo noszą przy sobie celebret — skoro byli świętymi, że gdyby wiedzieli, że Kościół, w osobie biskupów czy innych prawnie ustanowionych przełożonych kościelnych zadecydował inaczej, z radością i ochoczo by się na to natychmiast zgodzili. I co więcej, publiczne (czy nawet w sercu) krytykowanie swojego biskupa każdy z nich odbierałby jako ciężki grzech i zgorszenie, za które winowajca powinien zadośćuczynić Panu Bogu i Kościołowi.
Ale żeby myśleć w kategoriach, w jakich myślą święci, trzeba na co dzień czytać pisma świętych. Inne książki, gazety i serwisy można za to pominąć, zwłaszcza że naklejka „katolickie” niczego dzisiaj już niestety zdaje się nie gwarantować... Czytać świętych: kanonizowanych, beatyfikowanych, sługi Boże. Wszystko, co powiedzieli i napisali, a co zostało udostępnione przez Kościół.

Ps 1. Z góry uprzedzam, że następny post komentujący ataki na swojego biskupa, szczególnie ze strony prezbiterów, będzie nosił tytuł: „Palikociarnia w Kościele”.
Ps 2. Kilku recenzentów odpowiedziało od razu na krytykę, że przecież w historii zdarzało się, że święci nie zgadzali się z biskupami, krytykowali ich i mieli rację. Respondeo pół żartem: jak będziecie mieli więcej objawów świętości, przestanę was krytykować za atakowanie biskupów.
Ps 3. Na pewno niejeden zgorszony, co zadeklarował w proteście, że nie będzie tej książki czytał, zostanie jej posiadaczem. Dostał ją dzisiaj na konferencji prasowej w kurii albo może ktoś mu kupi. Proszę: niech mi ją podaruje.

Kardynał Stanisław Dziwisz, mój biskup (w kąciku, koło choinki), podczas mojej promocji doktorskiej. Jeden z długiego szeregu biskupów krakowskich. W jego postaci uosabia się Tysiąc lat Kościoła krakowskiego, tysiąc lat chrześcijaństwa w Polsce. Podobnie jak w osobie prezydenta kraju majestat Rzeczypospolitej. Człowiek: ułomny, grzeszny, słaby, być może nieumiejętny, jest symbolem wartości, jaką jest ojczyzna niebieska lub ziemska. Jeśli wydaje ci się, że nie robi tego właściwie, to módl się za niego, a nie ujadaj. (Biada zakonowi, co wychował takie monstrum, które ujada na arcybiskupa, mówił niedawno Ksiądz Tymoteusz...). I pomyśl, czy ty byłbyś lepszy na jego miejscu.

wtorek, 14 stycznia 2014

Ksiądz, dominikanin, duszpasterz młodych: Więcej i weselej o erotyce w Kościele!

Godne ubolewania wypadki, które opisywałam w tym tekście, zostały już częściowo naprawione. Tym samym tekst odniósł skutek i można go było usunąć.
Mam nadzieję, że podobnie zostanie zrobiony porządek z pozostałymi wymienionymi w nim nadużyciami. Będę się przyglądać sprawie.
26 stycznia zaczyna się kapituła polskiej prowincji. Zarówno sami dominikanie, jak i ja proszę o modlitwę w intencji podjęcia na niej dobrych decyzji.
Pozostawiam cytat z papieża Benedykta, bo refleksji nad jego wypowiedziami nigdy za dużo:


„Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego... Aby przeciwstawić się pokusom relatywizmu i permisywizmu nie jest wcale konieczne, aby kapłan był zorientowany we wszystkich aktualnych, zmiennych trendach; wierni oczekują od niego, że będzie raczej świadkiem odwiecznej mądrości, płynącej z objawionego Słowa”.