środa, 26 marca 2014

„Ratunek od szarpaniny mózgów i nerwów”. Kardynał Wyszyński o śpiewie gregoriańskim

„Jest tu otwarte wielkie zagadnienie, które trafnie postawił Ojciec św. Pius XII w jednej ze swoich encyklik, poświęconej śpiewowi kościelnemu. Jak wiele przejawów współczesnej sztuki, tak też muzyka i śpiew współczesny przeżywają jakąś mękę, szarpaninę i niepokój. Rzecz znamienna: człowiek dzisiejszy poddaje się tej szarpaninie, szuka w niej nadziei i uspokojenia, ale nie znajduje. Bo gdy do szarpaniny mózgów i nerwów dołączy się jeszcze szarpanina nieskoordynowanych tonów i melodii, które ranią i kolą, to wówczas szaleństwo może ogarnąć ludzi i świat. Ktoś musi to wszystko uspokoić, uciszyć.

WYCHOWAWCZE I SPOŁECZNE ZNACZENIE ŚPIEWU GREGORIAŃSKIEGO


Kościół święty ma wspaniałe narzędzia uspokajania serc ludzkich. Jest nim śpiew gregoriański. W ciągu kilku dni waszej pielgrzymki poświęciliście mu uwagę, ćwiczenia i prelekcje. Ma on w sobie szczególną doniosłość i dostojną powagę spokojnego Kościoła. Ma przedziwną dojrzałość wieków i jakieś wielkie zamodlenie. Dzięki temu uczy nas modlitwy, przywraca umiejętność skupienia, skoncentrowania i skierowania zbolałej duszy ku Bogu. Śpiew gregoriański jest wybitnie wychowawczy, społeczny i uspokajający. Wnosi pokój do serc i do życia społecznego.
Dlatego też często osobiście zachęcaliśmy rzesze organistów i chórmistrzów, ażeby we wspaniałej gamie wszelkich możliwości śpiewnych różnych stylów, wyrobili miejsce dla śpiewu gregoriańskiego.
Ojciec święty ma głębokie zrozumienie dla śpiewu polifonicznego, narodowego i ludowego. Zresztą Kościół święty zawsze i wszędzie, a szczególnie w Ojczyźnie naszej, pielęgnował śpiew ludowy w świątyniach, świadczą o tym Godzinki i Gorzkie żale, nasze kolędy i śpiewy okresów liturgicznych. Ale obok tych wybitnie doniosłych wartości wychowawczych i modlitewnych, szczególne znaczenie ma dzisiaj, właśnie ze względów wychowawczych i społecznych, niosący pokój śpiew gregoriański.
Dlatego zachęcaliśmy Was, Najmilsi (i nie przestajemy nadal zachęcać), do pielęgnowania go. Radujemy się, że wielu z Was mogło poświęcić tych kilka dni na szczególne kultywowanie śpiewu gregoriańskiego.
Jeszcze jedną uwagę chciałbym Wam dorzucić: pamiętajcie, że śpiew gregoriański, to jest artyzm duszy, to jest, że się tak wyrażę, kwiat duszy, jakiś szczyt usposobienia duchowego i modlitewnego. Wyrósł on z modlitwy i ze znajomości ducha Kościoła. Dlatego trzeba go pielęgnować w jego wspaniałej, złotej oprawie liturgii Kościoła św. Bez znajomości liturgii i ducha roku kościelnego nie uda się Wam dobrze wykonać śpiewu gregoriańskiego. Wymaga on dużej kultury osobistej i modlitewnej, zmysłu teologicznego, a przede wszystkim, jak już powiedziałem, rzetelnej i gruntownej znajomości liturgii Kościoła.
Gdybyście chcieli zinterpretować tylko jeden werset psalmu, zobaczylibyście, że te same słowa inaczej smakują zależnie od tego, na jakie tło liturgiczne je rzucimy. Inaczej będzie brzmiał w uszach ten sam werset w czasie Adwentu, kiedy cały Kościół Boży oczekuje, a inaczej zaśpiewa Ci w duszy, gdy go wykonasz na tle liturgii Bożego Narodzenia, okresu Męki Pańskiej czy zwycięskiej Wielkiej nocy i Zielonych świątek. Jeszcze inaczej zabrzmi w powadze dojrzewających niedziel post Pentecosten. Jest to bardzo znamienne.
Dojrzałość tę możecie wyczerpnąć, łącząc śpiew gregoriański ze znajomością ducha poszczególnych okresów roku liturgicznego. Gdy przystępujecie do głębszego zaznajomienia się ze śpiewem gregoriańskim i gdy ćwiczycie w nim chóry, starajcie się sami dobrze zapoznać z duchem liturgii Kościoła świętego i zadbajcie o to, aby oswoić z nim uczestników chórów. Sami się o to starajcie i proście kapłanów, aby Wam pomogli.
Wtedy wasze apostolstwo śpiewem i muzyką wyda wspaniały owoc. Będziecie uśmierzali nienawistną bestię pełną niepokoju, która się wdziera do duszy dzisiejszego człowieka, pozbawia go snu, szarpie nerwy i zabiera mu ostateczną, nawet najdrobniejszą pewność. Niech na głos śpiewu i melodii waszej muzyki stanie się w sercach ludzkich wielkie uciszenie. Oddacie wówczas olbrzymią przysługę biednym dzieciom, wygnańcom Ewy, na tym łez padole. To jest wasze zaszczytne apostolstwo! Przejmijcie się nim do głębi!

Stefan kard. Wyszyński, Kazanie do Ogólnopolskiej pielgrzymki organistów na Jasną Górę, 25 września 1958 r., w: Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski, Uświęcenie pracy zawodowej, Paris 1963, s. 290-292. Kursywa wg oryginału, pogrubienia moje.

Dołączam modlitwę o łaski za sprawą sługi Bożego Stefana kard. Wyszyńskiego. Może warto za pośrednictwem Prymasa Tysiąclecia prosić o łaskę uwolnienia naszych kościołów, a szczególnie dusz księży, zakonników i zakonnic, którzy wydają decyzje dotyczące liturgii w naszych kościołach, którzy swoim słowem i przykładem formują wiernych i ich duchowy i artystyczny smak, od szarpaniny nieskoordynowanych tonów i melodii, które ranią i kolą, dołączającej się do szarpaniny mózgów i nerwów... od nienawistnej bestii pełną niepokoju, która się wdziera do duszy dzisiejszego człowieka, pozbawia go snu, szarpie nerwy i zabiera mu ostateczną, nawet najdrobniejszą pewność. I mam pomysł nowej akcji: wydawanie certyfikatów „Kościół przyjazny wiernym! Tutaj liturgia wolna od gitar, perkusji, wzmacniaczy i śpiewu estradowego”


MODLITWA O BEATYFIKACJĘ STEFANA KARDYNAŁA WYSZYŃSKIEGO PRYMASA TYSIĄCLECIA


Boże w Trójcy Świętej Jedyny, Ty w swojej niewypowiedzianej dobroci powołujesz ciągle nowych, apostołów, aby przybliżali światu Twoją Miłość. Bądź uwielbiony za to, że dałeś nam opatrznościowego Pasterza Stefana Kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia.
Boże, Źródło wszelkiej świętości, spraw prosimy Cię, aby Kościół zaliczył go do grona swoich świętych. Wejrzyj na jego heroiczną wiarę, całkowite oddanie się Tobie, na jego męstwo wobec przeciwności i prześladowań, które znosił dla imienia Twego. Pomnij, jak bardzo miłował Kościół Twojego Syna, jak wiernie kochał Ojczyznę i każdego człowieka, broniąc jego godności i praw, przebaczając wrogom, zło dobrem zwyciężając.
Otocz chwałą wiernego Sługę Twojego Stefana Kardynała, który wszystko postawił na Maryję i Jej zawierzył bez granic, u Niej szukając pomocy w obronie wiary Chrystusowej i wolności Narodu. Ojcze nieskończenie dobry, uczyń go orędownikiem naszych spraw przed Tobą. Amen.
Pokornie Cię błagam, Boże, udziel mi za wstawiennictwem Stefana Kardynała Wyszyńskiego tej łaski, o którą Cię teraz szczególnie proszę...

Nihil obstat do prywatnego odmawiania
Kuria Metrop. Warszawska 24.06.83 nr 4792/K
Ks. Stefan Piotrowski, wikariusz generalny
Ks. Stanisław Pyzel, notariusz

niedziela, 16 marca 2014

Z motyką na słońce

Ukazał się wreszcie wywiad, który w październiku ub.r. przeprowadziłam z ojcem Dominique-Marie de Saint Laumer, przeorem Bractwa św. Wincentego Ferreriusza. Ojciec Dominik przebywał wówczas z dwoma współbraćmi we Wrocławiu i odprawił Mszę św. solenną w rycie dominikańskim w dniu 300. rocznicy beatyfikacji bł. Czesława, wielkiego cudotwórcy, patrona Wrocławia.
Bracia ferreriusze wywarli na mnie korzystne wrażenie. Celebrowali piękną liturgię, byli bardzo kulturalni, życzliwi i otwarci. Z opowieści ojca Dominika wynikało, że ma wszystko ustawione na właściwym miejscu: to znaczy żyje naprawdę dla oddawania czci Bogu, wokół Boga kręci się całe jego życie i myślenie, całym sercem kocha Kościół, a w obecnej doczesności służy Bogu i ludziom gorliwą pracą kaznodziejską i duszpasterską. Podobnie jest z jego klasztorem: wyciszony, milczący, zachowujący ascezę zakonną, stwarzający warunki do ciągłego przebywania na modlitwie i studium z Bogiem. Bardzo to wszystko zwyczajne i normalne, a jednocześnie bardzo nadzwyczajne i nienormalne.
To, co usłyszałam od ojca Dominika, zweryfikowałam w rozmowach ze znajomymi kapłanami i świeckimi, którzy znają braci od lat, odwiedzali ich klasztor i utrzymują z nimi stały kontakt. Opinie tych osób były tak pozytywne, że początkowo aż wzbudziło to moją nieufność. Usłyszałam też słowa zazdrości i rozczarowania, że braci św. Wincentego nie ma w Polsce i nie można w naszym kraju korzystać z ich posługi duszpasterskiej.
Rzeczywiście, ja również uważam, że obecność ferreriuszy w Polsce byłaby bardzo pożądana. Środowiska katolików konserwatywnych w Polsce rosną szybko, popularne są zwłaszcza wśród młodzieży. O ile dostrzegam, nie chodzi tylko o sam ryt mszalny; w rzeczywistości teologia moralna i ascetyczna ma być może nawet większe znaczenie niż liturgia. Coraz więcej ludzi ma dosyć fajnokatolicyzmu wypranego z zasad i wymagań; coraz więcej z nich pragnie mieć kapłanów o bardziej konserwatywnej i ortodoksyjnie katolickiej formacji. A tych kapłanów brakuje. Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało.
Również środowisko katolików tradycyjnych związanych z zakonem dominikańskim szybko się powiększa i pączkuje na kolejne ośrodki. Ten zakon to nasze miejsce w Kościele, identyfikujemy się z jego duchowością i charyzmatem, ale pragniemy tradycyjnej, klasycznej nauki katolickiej i liturgii w rycie dominikańskim. I Kościół, słowami motu proprio Summorum Pontificum, daje nam do tego prawo. Niestety, obecnie przynajmniej jesteśmy w znacznie gorszej sytuacji niż inni katolicy tradycyjni; przełożeni dominikańscy regularnie odmawiają prośbom wiernych o celebracje Mszy św. w rycie dominikańskim, nawet jednorazowe, mimo że są już w Polsce dominikanie, którzy mogliby w tym rycie celebrować.
Msze takie sprawowane są nie tylko w Stanach, jak zwykle będących awangardą, lecz i za miedzą, w Czechach, a liczba krajów z regularnymi celebracjami rytu dominikańskiego stale rośnie (od niedawna dołączyły Włochy z Wiecznym Miastem). W Polsce niestety jest inaczej, na otwarte serca i kościoły dominikańskie może liczyć wyłącznie przeciwległe skrzydło katolicyzmu — liberalne moralnie i progresywne doktrynalnie (pisałam o tym w poprzednim tekście, „Duszpasterstwo dla Kościoła liberalnego”). Czy jest to wyraz pewnego zacofania Polski, tradycyjnie nie zaznajomionej z nowymi ideami i będącej zawsze o jeden trend do tyłu? Nie wiem.
W najbliższych miesiącach zorganizujemy pielgrzymkę do Chémeré-le-Roi. Taki wypad zwiadowczo-szkoleniowy dla „grona kierowniczego”. Chcę się na własne oczy przekonać o prawdziwości pochwalnych opowieści o ferreriuszach. Jeśli się sprawdzą, zaczniemy braci namawiać do otwarcia fundacji w Polsce. Ojciec Dominik nie mówi nie, tylko potrzebuje polskich kandydatów. Sądzę, że się znajdą; sama znam kilku chłopaków, którzy wstąpili lub chcieli wstąpić do dominikanów w Polsce, ale „zbytnia pobożność”, „konserwatywne poglądy” i zamiłowanie do chorału i łaciny szybko zamknęły im drogę do biało-czarnego habitu. Zachęcam — propagujcie, pytajcie, szukajcie :)
Wiem, że czasy są złe; w kraju naszych sąsiadów trwa rozbiór przez nigdy nie nasyconego imperialistycznego niedźwiedzia, a całemu regionowi, w tym Polsce, grozi wojna (nie daj Bóg!). Ludzie nie mają pracy, żyją w biedzie lub wyjeżdżają z kraju, i w najbliższych latach będzie tylko gorzej. Historia pokazała, że żadna herezja nie spotyka się w Kościele z takimi sprzeciwami, blokadami i otwartą walką, jak starania obserwantów i próby powrotu do pierwotnej gorliwości i czystości charyzmatu. Zważywszy to wszystko, pomysł sprowadzenia ferreriuszy do Polski wydaje się zupełnym szaleństwem. Ufam jednak, że jeśli okaże się zgodny z wolą Bożą, to sam Bóg go zrealizuje, choćby na smokach wojska latające i tak dalej. Takie są plany na zaś; a na razie z całych sił módlmy się o pokój.
Zapraszam do lektury wywiadu z ojcem Dominikiem: Warto czerpać z bogactw Kościoła!
Zapraszam także do przeczytania trzech wywiadów, które przeprowadziłam z polskim dominikaninem, ojcem Markiem Grzelczakiem. Jest to kawał dobrej nauki chrześcijańskiej i szkoła katolickiego wychowania. Trwa Wielki Post i warto rady ojca Marka z pierwszego wywiadu zastosować od razu:
Wyrzekliśmy się wyrzeczeń
Łaska dobrej śmierci
Matka Boża niczego nie zgubi, niczego nie pozwoli skraść