Przestałam pisywać na tym blogu, bo moje życie w ostatnich latach poszło dalej i przestał on odzwierciedlać moje istotne wewnętrzne przeżycia; projekt, którego nieuczesane początki tu opisywałam, wystartował i konsekwentnie się rozrasta, w wyniku czego moim pierwszym obowiązkiem blogowym stało się prowadzenie strony Ryt dominikański. Poza tym chustka na głowie z powodu najnowszych wydarzeń społeczno-politycznych przestała mi się dobrze kojarzyć.
Od kilku tygodni chodzi mi jednak po głowie pomysł nowego bloga.
A było to tak...
W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zainteresowałam się — zupełnie nieoczekiwanie dla siebie samej i w sumie z powodów dość przypadkowych — ale za to głęboko krajem, którego istnieniu wcześniej nigdy nie poświęciłam chwili zainteresowania: Holandią. Zaczęłam o niej czytać, uczyć się holenderskiego, a na wiosnę udało mi się wybrać na „całe” trzy dni do Amsterdamu. Kraj ten urzekł mnie swoją tak odmiennością, jak i — pod pewnymi względami — podobieństwem do Polski. Dotyczy to jego kultury, historii i mentalności. Podobnie Holendrzy; potrafią być wspaniali, ale także nie do wytrzymania.
Szczególnie skomplikowana, poplątana i bolesna jest u Holendrów sfera wiary religijnej i moralności. Kryją się za tym poważne zaszłości historyczne i psychologiczne, w tym niestety także z winy katolików.
Kościół katolicki w Holandii przeżywał w ciągu wieków szczyty wyżyn oraz okresy ciężkiego kryzysu czy wręcz upadku, ale niejednokrotnie wnosił do Kościoła powszechnego bardzo cenne dziedzictwo, o którym większość ludzi nawet nie wie. Także związki Holandii z Polską są słabo znane; co ciekawe i wyjątkowe, relacje naszych narodów były zawsze przyjazne i owocne. W bardzo niedawnej przeszłości, zaledwie trzydzieści parę lat temu, Holendrzy udzielili Polakom i polskiemu Kościołowi gigantycznej, w porównaniu z wielkością tego niewielkiego kraju, i niezwykle hojnej pomocy humanitarnej. Nigdy, jako Polacy, nie podziękowaliśmy im za to właściwie.
A dzisiaj to Holendrzy potrzebują pomocy. Mam tu na myśli chrześcijan, a przede wszystkim (z racji mojej własnej wiary) katolików. O kryzysie holenderskiego katolicyzmu (i szerzej chrześcijaństwa) mówi się dużo, ale tylko w formie potępiania, ewentualnie ubolewań. Nikt jednak dotąd nie zauważył, że jest to sytuacja, na którą bracia chrześcijanie z innych krajów powinni odpowiedzieć wsparciem i pomocą. A potrzeb jest wiele i są różnorodne: od wytężonej modlitwy aż po wsparcie materialne (tak!). Stąd mój pomysł akcji: „Adoptuj kościół w Holandii”, przez analogię do akcji adoptowania na odległość dzieci afrykańskich. Można i warto adoptować duchowo i finansowo dzieci w Afryce, ale dziś potrzebujący pojawiają się w nowych i zaskakujących miejscach także w Europie.
Pomysł tej akcji zrodził się dzięki błogosławionej akcji „Różaniec do granic”, w której zupełnym przypadkiem (zwanym Opatrznością) mogłam wziąć udział. Rzadko bywam na granicach kraju, ale akurat 7 października zaczynały się... wczasy odchudzające, które (znacznie wcześniej) wykupiłam z przyjaciółką w Rewie nad Zatoką Pucką. I kiedy wkroczyłyśmy do pensjonatu z bagażami, jego właściciel wraz z żoną właśnie wychodził na plażę, by odmawiać różaniec, a my mogłyśmy od razu za nim podążyć we właściwe miejsce. Udział w tej modlitwie na plaży przedmuchiwanej jesiennym, silnym i zimnym wiatrem z zachodu był hardcore’owym i bardzo wzruszającym przeżyciem. I potem przyszło mi do głowy: ten różaniec nie może się zatrzymać na granicach Polski, musimy z nim iść dalej. Wrażenie to zostało później potwierdzone podczas rozeznawania na IV tygodniu rekolekcji ignacjańskich.
Więc właśnie wyruszam, i zapraszam Was do wspólnej podróży! Adres: http://adoptkhol.blogspot.com
Ps. Dlaczego właśnie Holandia, choć potrzeby w innych krajach zachodnioeuropejskich też są duże, będzie się okazywać po drodze. Ale niech ten blog zachęci Was do myślenia także o dziedzictwie innych starych krajów chrześcijańskich. Na przykład właśnie teraz we Francji potrzeba pieniędzy do uratowania bezcennego kościółka z VI wieku. Myślę, że nas, polskich katolików, zaczyna już być stać na udzielanie wsparcia także finansowego. Zanim pożeglujemy na wietrzne brzegi Holandii, można zacząć od słonecznej Prowansji: Sauvons l’église St Hilaire
Amsterdam, sklepienie Oude Kerk. |