piątek, 23 stycznia 2015

Ciasteczko jedności

Często odkrywam, że moi znajomi są mądrzejsi ode mnie i potrafią lepiej oddać sprawę niż ja. W takich chwilach w ogóle nie chce mi się pisać, bo po co, skoro oni jakąś moją myśl wyrazili trafniej i umiejętniej. Za zgodą autorów publikuję dwie wypowiedzi z dyskusji o olewactwie liturgicznym, wywołanej profanacją Najświętszego Sakramentu podczas Mszy papieskiej w Manili.

Agnieszka Myszewska-Dekert:
W Kościele Katolickim, apostolskim Kościele Katolickim, Najświętszy Sakrament zawsze był otaczany czcią najwyższą. Nie istnieją „żadne względy duszpasterskie”, ani tłum, ani „brak czasu”, ani brak kapłanów czy szafarzy, które by usprawiedliwiały tak zorganizowaną obrazę Chrystusa. Kościół Katolicki będzie trwał, o ile będzie wierny, także w oddawaniu czci, Najświętszemu Sakramentowi. To dla Niego zostali ustanowieni kapłani i wokół Niego toczyło się zawsze życie Kościoła. Zamiana Eucharystii na „ciasteczko jedności” (dalsze protestanckie rozumienie liturgii) jest zagładą naszej wiary i właściwie jej śmiercią. Tak, Pan Jezus tego nie potrzebuje: ani piękna liturgii, ani naszej czci, ale to Mu się po prostu od nas należy. Co więcej — my tego potrzebujemy. Każdy, kto ma podstawowy szacunek do Najświętszego Sakramentu, kiedy już wyjdzie z kategorii „fajności” („Ale super, mogę wziąć Komunię na rękę! Ekstra! Co za bliskość!”) dojrzy głęboką niestosowność i destruktywność tego, co się wydarzyło (podobnie jak plastikowe kubeczki w czasie innej papieskiej mszy w Rio), kolejne przekroczenie granicy w desakralizacji tego co Najświętsze, tym bardziej niebezpieczne, że gros ludzi nie widzi problemu, że Najświętszy Sakrament staje się... problemem. Usuwa się Go z głównych ołtarzy, (by nie przeszkadzał ludziom zwiedzać kościołów, zamiast ich uczyć, jak się zachowuje w obecności Sakramentu; jakoś muzułmanie nie mają problemów, by wymagać zdjęcia butów od wszystkich przed wejściem do meczetu). Każde, już nie tylko konsekrowane dłonie mogą Go brać, już nie tylko w szczególnych okolicznościach, ale zawsze, bo np. księżnom się spieszy i „panie, ta komunia to by z godzinę trwała, gdybyśmy we dwóch jej udzielali”... oducza się przyklękania przed przyjęciem (już nie mówię o przyjmowaniu na klęcząco), bo by to mogło naruszyć św. Pośpiech, najważniejszą ostatnio (poza by „było miło i fajnie”) kategorię liturgiczną... Jednym słowem skutecznie i metodycznie od małego oducza się ludzi czci dla Najświętszego Sakramentu. A potem dziwi się, kiedy ludzie faktycznie tej czci nie mają... i nie uważają, że do czegokolwiek potrzebni im są także kapłani... i skąd taka nienawiść do chrześcijaństwa... ale skoro sami katolicy znieważają Sakrament, to jak można wymagać czci od tych „z zewnątrz”?
Jan Traczyk:
Wszystko przez to, że w ogóle nie uczy się ludzi (księży w seminariach też nie za bardzo), cóż to takiego jest liturgia. Potem wychodzą w szmatach do świętego ołtarza, opuszczają wszystkie ukłony, bo przecież „Panu Bogu nasza chwała niepotrzebna”. A jak zapyta się ktoś, po co tu przyszedł, nie usłyszy: „aby wraz z Cherubinami i Serafinami opiewać dniem i nocą niewypowiedzianą i nieopisaną chwałę wielkiego Boga, Pana światów i Władcy królów ziemi, który wszystko potężnie utrzymuje w istnieniu”, ani „aby w obliczu majestatu Bożego służyć Najwyższemu i śpiewać Jego boską teologię”, tylko w najlepszym razie „pomodlić się”. No jasne, po co komu udział w jakiejś tam liturgii niebiańskiej, w jakiś Boskich i Życiodajnych Tajemnicach Władcy Jezusa Chrystusa, to wszystko niepotrzebne...

I jeszcze link do tekstu na blogu ojca Macieja Zachary MIC, liturgisty (sprzed kilku lat, ale aktualnego i na temat): O tym, że Pan Jezus się przecież nie obrazi