wtorek, 4 sierpnia 2015

Obrony wrogów Kościoła ciąg dalszy

Dyskutowałam ostatnio z pewnym Hiszpanem, człowiekiem wielkiej kultury, przedstawicielem tzw. kultury wysokiej i to w najlepszym wydaniu. Opowiadał mi, jak Kościół się zachowywał w ostatnich latach przed wybuchem antyklerykalizmu w społeczeństwie hiszpańskim i jego masowym odejściem od wiary. Z wielu podobnych historii utkwiła mi jedna. Tradycyjnie w hiszpańskich wsiach i miastach były nieruchomości będące własnością wspólnoty, gminy. Lokalna społeczność mogła je wykorzystywać dla różnych celów, takich jak zebrania, kultura czy rozrywka. Także dla celów religijnych. Rząd hiszpański w pewnym momencie przekazał te wszystkie nieruchomości Kościołowi. A Kościół uznał je za swoją prywatną własność. Jedne zostały sprzedane na komercyjne cele, inne po prostu zamknięto. Uniemożliwiono korzystanie z nich społecznościom, które kiedyś przed wiekami je wybudowały dla wspólnego pożytku. W miejscowości znanej mojemu rozmówcy taki domek służył do noclegu uczestnikom pieszych pielgrzymek religijnych. Domek przejął ksiądz i wyrzucił pielgrzymów, zamieniając go na komercyjny interes. Mój hiszpański znajomy, prywatnie ateista, był, delikatnie rzecz biorąc, z lekka zgorszony takim sposobem traktowania wiernych przez księży. Po wysłuchaniu tych opowieści stwierdziłam, że zachowanie Hiszpanów, którzy gremialnie poparli demontaż chrześcijańskiej formy państwa i społeczeństwa przez premiera Zapatero, było absolutnie racjonalne i zrozumiałe.

I tak sobie myślę, że ostatnie wypowiedzi przedstawicieli Episkopatu w sprawie in vitro oraz skutków podpisania ustawy o nim przez prezydenta Komorowskiego dla jego bycia w Kościele są kolejnym dowodem na moją tezę, że zapateryzm w żadnym katolickim kraju nie wygrywa bez współdziałania Kościoła. Wszędzie w Europie, gdzie społeczeństwa odeszły od wiary i zwyciężyła cywilizacja śmierci, Kościół na to po prostu zapracował. Skargi na wrednych lewicowców i złe społeczeństwo są krzywdzące i niesłuszne, jest to mechanizm obronny służący odwróceniu uwagi i zdjęciu odpowiedzialności. Ludzie zachowują się racjonalnie i postępują zgodnie z wzorcami, które widzą, kierując się wewnętrznym głosem sumienia. Ateiści i antyklerykałowie też mają sumienie i też mają rozum. Wartości, które się werbalnie głosi, ale których się nie broni w działaniu, nie mają mocy pociągania. Verba volant, exempla trahunt.

To nie tylko lewica, Kopacz, Grodzka ani Platforma jest winna, że w arcykatolickim kraju, jakim jest Polska, gdzie Kościół katolicki po dwustu latach zaborów i walki o wolność cieszył się najwyższym szacunkiem i zaufaniem społecznym nie tylko katolików, ustawodawstwo dosłownie w ciągu miesięcy ze względnie moralnego, względnie przyjaznego życiu i rodzinie, przekształca się w jedno z najbardziej libertyńskich i zabójczych praw w Europie. I nie duch Brukseli jest winien. Nie ma ducha Brukseli, tak samo jak nie ma ducha soboru. Są za to konkretni ludzie kierujący Kościołem i ich decyzje, otwierające pole do takich albo innych działań politycznych i moralnych oponentów. W tym momencie poszedł silny sygnał: Róbcie, co chcecie, wprowadzajcie zabijanie nadmiarowych dzieci poczętych metodą in vitro wraz z całą resztą cywilizacji śmierci, my dla porządku chwileczkę pokrzyczymy [bo krzyk był, nawet głośny, tylko krótki jak życie swobodnego kwarka], ale to nie będzie na poważnie i będziemy trwali w wygodnej symbiozie tronu z ołtarzem, jak do tej pory, cokolwiek zrobicie. Bo to się obu stronom po prostu opłaca.
Ciekawe, że tę symbiozę tronu z ołtarzem, trwającą w Polsce od lat 90., oprócz wiernie stojących przy ortodoksji chrześcijańskiej katolików dostrzegają też skrajni antyklerykałowie, i również oni uważają ją za bardzo szkodliwą. Oni — dla państwa, ja — w pierwszym rzędzie dla Kościoła, ale jest to kolejny punkt, w którym ja i moi znajomi z drugiego końca spektrum poglądów szczerze się zgadzamy.

Katolicka Agencja Informacyjna podała najnowsze oficjalne wypowiedzi przedstawiciela Konferencji Episkopatu Polski w tej sprawie. Uważam, że ich słowne sformułowanie to najwyższe mistrzostwo godne prawdziwego podziwu:
Bp Andrzej Dzięga — Przewodniczący Rady Prawnej KEP:
Poprzez głosowanie za ustawą dopuszczającą in vitro lub jej podpisanie nie zaciąga się automatycznie ekskomuniki. Według Kodeksu Prawa Kanonicznego takową ma prawo nałożyć ordynariusz po dokładnym zbadaniu danej sprawy. [...]
Jeśli ktoś świadomie i dobrowolnie opowiedział się przeciw godności człowieka przez głosowanie lub podpisanie ustawy legalizującej procedurę in vitro, a chciałby przystępować do Komunii świętej, najpierw powinien pojednać się z Bogiem i wspólnotą Kościoła przez sakrament pojednania, wyrazić żal za popełniony grzech, postanowić poprawę i dokonać zadośćuczynienia. W tym przypadku musi być pewność, że dana osoba zmieniła opinię i przyznaje się do popełnionego błędu. W omawianym przypadku trzeba pamiętać, że grzech popełniony publicznie, jakim jest udział w stanowieniu prawa naruszającego godność życia ludzkiego, stanowi szczególną formę zgorszenia. Z tej racji, taka osoba powinna ze swej strony powstrzymać się od przystępowania do Komunii świętej, dopóki nie zmieni publicznie swego stanowiska.

Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. Mleko się rozlało, ale szklanka jest pełna.

Kościół katolicki w Europie i w każdym społeczeństwie znaczy tyle, ile sam sobie wypracuje. Tak samo jak od zachowania każdego indywidualnego człowieka zależy, czy inni go szanują, czy nie. Nie od zewnętrznych okoliczności, nastrojów, systemów poglądów, wagi argumentów itd. Lecz od tego, czy on sam siebie szanuje. Stąd biorą się tzw. giganci ducha oraz kolosy na glinianych nogach, walące się za dotknięciem palca. Inni traktują nas tak, jak na to pozwalamy. Kijem tego, kto nie pilnuje swego. Klucz do tego, czy inni się z nami liczą, czy przejmują nasze wartości, czy przestrzegają przyznanych nam praw i wolności, leży w naszych rękach.

Ps. Dla jasności, pan prezydent cały czas publicznie przyjmuje Komunię św. i to z najczcigodniejszych rąk. I nie widać objawów, żeby zmienił opinię w sprawie podpisania ustawy o in vitro albo uznał swoją winę. A jeśli grzech jest publiczny, to publicznie też należy wyrazić skruchę. Faktycznie zaczynam uważać, że dla Kościoła katolickiego jedynymi czarnymi owcami, które od udziału we wspólnocie eucharystycznej są wyłączone, są rozwodnicy, którzy zawarli nowy związek. Biedacy, są osobami prywatnymi i nikt się z nimi nie liczy. W tym kontekście chyba rzeczywiście jesienny synod powinien wprowadzić jakieś poluzowanie praktyki duszpasterskiej.