poniedziałek, 30 lipca 2012

Codex Calixtinus kolegów z Chorzowa

Krewni-i-znajomi-Królika, czyli Schola Cantorum Minorum Chosoviensis, dali wczoraj świetny koncert w kościele św. Józefa na krakowskim Podgórzu. Program obejmował utwory z Codex calixtinus, w tym takie covery jak Congaudeant catholici i Dum pater, oraz śpiewy z tradycji starorzymskiej, mozarabskiej, francuskiej (graduał Alienor z Bretanii) i jerozolimskiej. Z tej ostatniej: Salve Regina z rękopisu XII-wiecznego, a więc przed dodaniem dwóch słów (mater i virgo), które nastąpiło u schyłku średniowiecza. Muzyka przepiękna, wykonanie najwyższej klasy!

Schola Cantorum Minorum Chosoviensis

Kradnę!

Od użytkownika Facebooka „Vaticanum II — Hermeneutyka ciągłości czy Nowy Kościół?” kradnę cytat z przemówienia wygłoszonego przez obecnego papieża Benedykta XVI, wówczas kard. Josepha Ratzingera, w 1988 roku do biskupów Chile. Święta prawda. Wszyscy, absolutnie wszyscy znani mi „obrońcy Soboru Watykańskiego II przeciw tradycjonalistom” — świeccy i duchowni, prostaczkowie, magistrzy, doktorzy i profesorowie teologii — twierdzą, że dopiero ten sobór to wreszcie właściwe nauczanie Kościoła, w odróżnieniu od tego wszystkiego, co było wcześniej. 1900 lat błędów i wypaczeń... a przynajmniej 400! Ewentualnie w wersji soft — tamto nauczanie Kościoła było dobre na tamte czasy, ale teraz są inne czasy i nauczanie musi być całkiem nowe, aby się do nich dostosować. Bo tamto stare w obecnych czasach jest już złe.
Przecież takie myślenie to herezja — powiedzmy sobie szczerze.

kard. Joseph Ratzinger
„Drugi Sobór Watykański nie został potraktowany jako część całej, żywej Tradycji Kościoła, ale jako koniec Tradycji, nowy start od zera. Prawda jest taka, że sobór ten w ogóle nie zdefiniował żadnego dogmatu i świadomie wybrał skromną rangę soboru zaledwie pastoralnego. A jednak wielu traktuje go tak, jakby uczynił on z siebie superdogmat odbierający ważność wszystkim pozostałym. Ideę tę wzmacnia to, co dzieje się teraz. To, co poprzednio uważano za najświętsze – forma, w której liturgia jest przekazywana kolejnym pokoleniom – nagle jawi się jako coś najbardziej zakazanego, jako jedyna rzecz, której można bezpiecznie zakazać. Nie toleruje się krytyki decyzji podjętych od czasu Soboru, a z drugiej strony, jeżeli ludzie kwestionują starożytne zasady lub nawet wielkie prawdy Wiary – np. cielesne dziewictwo Maryi, cielesne zmartwychwstanie Jezusa, nieśmiertelność duszy itd. – nikt się nie skarży, a jeśli już, to z tylko z największym umiarem. Ja sam, kiedy byłem profesorem, widziałem jak ten sam biskup, który z powodu pewnego nieokrzesanego sposobu wysławiania się zwolnił przed Soborem nauczyciela będącego naprawdę bez zarzutu, po Soborze nie był gotów zdymisjonować profesora, który otwarcie zaprzeczał pewnym fundamentalnym prawdom wiary. Wszystko to sprawia, że bardzo wielu ludzi zadaje sobie pytanie: czy dzisiejszy Kościół jest rzeczywiście tym samym Kościołem, co wczoraj? Czy może zmieniono go w coś innego, nic o tym nie mówiąc ludziom? Jedynym sposobem uwiarygodnienia Vaticanum II jest przedstawianie go takim, jakim jest, jako jedną z części nieprzerwanej, unikalnej Tradycji Kościoła i jego wiary".

kard. Józef Ratzinger, Konferencja wygłoszona do biskupów Chile, 13 lipca 1988

wtorek, 24 lipca 2012

Rozwiązanie konkursu

W ostatnim poście, Koniec rewolucji kulturalnej, czyli demitologizacja, ogłosiłam konkurs:
Nawiasem mówiąc, czy obserwowana w ostatnich dziesięcioleciach liturgiczna „gorączka nowości” i ciągłe powoływanie się na „postęp” i „naukę” nie zalatuje wam jeszcze innym dobrze znanym zapaszkiem? Ogłaszam konkurs, w którym nagrodą będzie czekolada lub dobre piwo, do wyboru! Oto pytania:
1. Co to za dobrze znany zapaszek oraz kto i gdzie mówił o popadaniu w błędy wskutek „gorączki nowości” i pod pozorem „nauki” i „postępu”?
2. Ciągłe reformowanie wszystkiego i stawianie samej konieczności reformy jako wystarczającej przyczyny reformowania to cecha jakiego szkodliwego prądu antykościelnego wg Historii Kościoła ks. B. Kumora?

Dzisiaj rozwiązanie.
1. Zapaszkiem owym zalatuje dobrze znany, stary znajomy — modernizm. Cytaty pochodzą z akapitu rozpoczynającego, ogłoszony przez św. Piusa X 3 lipca 1907 roku, Syllabus potępiający błędy modernistów, znany także od słów incipitu jako „Lamentabili sane”.
Tutaj można sobie poczytać (po angielsku) i poszukać, czy przypadkiem nie znajdujemy zbieżności z wypowiedziami jakichś dzisiejszych wykładowców, publicystów i duchownych katolickich.
2. Podawanie konieczności reformy jako samodzielnego powodu do reformy było pomysłowym wynalazkiem cesarza Austrii Józefa II, podszytego deizmem samozwańczego zbawcy Kościoła przynajmniej ćwierci krajów Europy, znajdujących się pod panowaniem monarchii Habsburgów. W proteście przeciw dobrotliwej działalności ww. proroka postępu kościelnego wybuchały liczne, krwawo tłumione powstania chłopskie i narodowe (m.in. na Węgrzech), a Belgia ogłosiła niepodległość.
Nagrodę otrzymuje Michał Jędryka, który jako pierwszy poprawnie odpowiedział na pierwsze pytanie (na drugie nie przyszła żadna prawidłowa odpowiedź).

sobota, 14 lipca 2012

Koniec rewolucji kulturalnej, czyli demitologizacja

W październiku 1989 r. Joanna Szczepkowska ogłosiła, że 4 czerwca 1989 r. nastąpił w Polsce koniec komunizmu. Była to jej subiektywna opinia; sejm był jeszcze kontraktowy, a urząd prezydenta pełnił Wojciech Jaruzelski. Jednak historia pokazała, że Szczepkowska miała rację, mimo że wielu wyśmiewało się z jej demonstracyjki w śp. „Dzienniku telewizyjnym”.
Otóż ja dzisiaj, 14 lipca 2012 r., w rocznicę upadku Bastylii według historii świeckiej, a w dniu wspomnienia świętego Kamila de Lellis, wyznawcy, świętego Justusa, męczennika i świętego Fokasa, męczennika według historii kościelnej, ogłaszam koniec rewolucji kulturalnej w Kościele rzymsko-katolickim.
Bezpośrednim bodźcem do złożenia tej deklaracji programowej było przeczytanie wczoraj na New Liturgical Movement następującej informacji:
We are very happy to announce that each Monday in July Fr. Romaeus Cooney O.Carm. will celebrate the Carmelite Rite Liturgy at St. Joseph’s Church (www.the-latinmass.com), 416 3rd Street, Troy NY. There will also be a Carmelite Rite Missa Cantata on Sunday the 15th to commemorate the Feast of Our Lady of Mount Carmel. Each of these liturgies is at 12pm.

(Do informacji dołączony jest ciekawy artykuł o odrodzeniu rytu karmelitańskiego: kliknąć tutaj)
My z kolei, skromni krakowscy świeccy sympatycy Zakonu Kaznodziejskiego, także dzięki pomocy amerykańskiej (co się dzieje w tej Ameryce? kto by się tego po kraju nieokrzesanych Jankesów spodziewał?) wskrzesiliśmy dwa tygodnie temu w Polsce ryt dominikański (donosiłam już o tym w poście Uff! Udało się!!!).
Rzeczywiście tak mam, że wszystko kojarzy mi się z komuną. Na przykład niektóre działania Konferencji Episkopatu Polski przypominają w moich oczach wypisz wymaluj pociągnięcia Komitetu Centralnego PZPR u schyłku PRL-u, a aksamitne prześladowania wiernych tradycji łacińskiej (czyli zwolenników Mszy trydenckiej) przez część duchowieństwa i hierarchii, wbrew zapisom dokumentów watykańskich (o najnowszym wyczynie abp. Ziemby z Olsztyna można poczytać tutaj) — mniej lub bardziej subtelne prześladowania katolików przez komunę (zakaz procesji Bożego Ciała, brak zgód na budowę nowych kościołów, blokowanie nominacji biskupich itp.).
Jednak czy bezrozumny szał niszczenia własnego dziedzictwa i tradycji ojców, w tym wypadku w zakresie liturgii, który wybuchł w Kościele łacińskim w latach 60., można porównać do czegokolwiek innego niż chińska rewolucja kulturalna albo niszczenie zabytków buddyzmu i islamu przez talibów? Nawet jeżeli nie jest prawdą, co mi opowiadano, że dominikanie na Zachodzie po wprowadzeniu nowego mszału Pawła VI triumfalnie palili stare księgi liturgiczne jak feministki biustonosze, to naprawdę tysiące tych ksiąg, tablic ołtarzowych i szat liturgicznych — ornatów, manipularzy, humerałów itd. — wyrzucono po prostu na śmietnik. Także te stare i zabytkowe.
Mój znajomy widział na Zachodzie w prywatnym domu barek na alkohole przerobiony z zabytkowego tabernakulum kupionego od księdza, który „zmodernizował” kościół. Wypadków barbarzyńskiego rujnowania kościołów przez samych duchownych było po soborze tak wiele, że Watykan był zmuszony wydać instrukcję zakazującą niszczenia wyposażenia kościołów.
Jak powiedział mi kiedyś jeden prawosławny znajomy, w Rosji księgi liturgiczne i wyposażenie cerkwi niszczyli i palili komuniści. I on nie może zrozumieć, jak to możliwe, że w Kościele łacińskim robili to sami katolicy!
Powiedzmy sobie wreszcie szczerze — dokładnie tak samo, z równym entuzjazmem i w imię równie szczytnych idei co bojownicy postępu liturgicznego po ostatnim soborze — działali powstańcy husyccy i rewolucja protestancka. Bez trudu można znaleźć opisy, jak wyglądało wprowadzenie protestantyzmu w Wirtenberdze, Lozannie i tysiącach innych miejscowości: niszczenie ołtarzy i wyposażenia kościołów, palenie ksiąg i szat liturgicznych. Powiedzmy wreszcie wprost, że było to takie samo barbarzyństwo i tak samo nie wypływało z wiary chrześcijańskiej i Ewangelii.
(Wiem, wiem, reforma była dobra, a to były tylko wypaczenia. To też już słyszałam: „Socjalizm tak, wypaczenia nie!”).
Stawiam zatem pytanie: Czy gwałtowne ataki posoborowych reformatorów na elementy liturgii, które pojawiły się w toku historii Kościoła (podkreślenie adoracyjnego charakteru Mszy, centralne miejsce tabernakulum, łacina, sama struktura Mszy, ołtarz przyścienny itd., itp.) oraz ich postulat, by powrócić do „Mszy Kościoła pierwotnego” (tron celebransa w miejscu tabernakulum, porządek Mszy rekonstruowany na podstawie pism Justyna Męczennika, anafora Hipolita itd. — jestem świeżo po nawiedzonym wykładzie prof. Cesarego Giraudo, brrr...) nie przypomina odrzucenia Tradycji przed protestantów i zasady sola scriptura? I kolejne pytanie: a zatem, czy zwolennicy tego archeologizmu liturgicznego nie ocierają się o herezję? Czy ich stanowisko nie jest de facto odrzuceniem wiary w Tradycję?
Szczęśliwie pojawia się tu również element uspokajający: takie tendencje archeologizujące to nic nowego. Odzywają się cyklicznie w historii chrześcijaństwa, podobnie jak trendy judaizujące. A zatem, trawestując kolejne powiedzenie z czasów komuny: Przeżyliśmy już Zwingliego, przeżyjemy Bugniniego!
Powiedzmy sobie szczerze: dobro, jakie miała przynieść cała operacja rozpoczęta przez komisję abp. Bugniniego (nie chodzi przecież tylko o zmiany w mszale i w kalendarzu, lecz przede wszystkim o zrezygnowanie z dotychczasowego, opartego na czci i adoracji typu pobożności liturgicznej, usunięcie wielu nabożeństw i kultu licznych świętych, faktyczne zlikwidowanie chorału gregoriańskiego, zupełne wyeliminowanie własnego świętego języka Kościoła łacińskiego itp.) — nie pojawiło się, a przynajmniej nie w takim zakresie, jakiego reformatorzy oczekiwali.
Podobno Paweł VI, sam osobiście przywiązany do usuwanego dziedzictwa i typu pobożności, uważał, że ruch ten jest bolesny i wiąże się także dla niego z osobistą stratą, ale jest konieczny dla większego dobra, jakim jest przyciągnięcie laicyzującego się i modernizującego świata do wiary. Stawiam tezę, że czas już postawić pytanie: czy papież Paweł się w tym wypadku nie pomylił? Czy nie stało się dokładnie odwrotnie? Czy gwałtowne odebranie ludziom tradycyjnej liturgii nie spowodowało właśnie, że całe ich masy tym szybciej odwróciły się od Kościoła? Czy w Polsce nie uniknęliśmy tego nieszczęścia tylko dlatego, że opatrznościowy Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński, inteligentnie opóźniał i filtrował reformy posoborowe, eliminując ich gwałtowność i najbardziej nieudane elementy? A także dlatego, że istniał wróg zewnętrzny w postaci komunistów, i trzymanie się Kościoła i tradycji było elementem walki z nim? Czy nie dostrzegamy za to tych zjawisk teraz, gdy posoborowa niepisana reguła liturgiczna „hulaj dusza, piekła nie ma” (czy też „zabrania się zabraniać”) rozprzestrzenia się jak ogień w zbożu wśród polskiego kleru?
Nie mam narzędzi, by oceniać kompleksowo (jestem historykiem i jako historyk mam prawo oceniać), ale znam osobiste świadectwo, które wskazuje na odpowiedź: „tak, to był błąd”. Moja daleka ciocia Marie-Louise P., Szwajcarka, rok urodzenia 1918, mieszkająca w Chamoson w Szwajcarii, bardzo blisko Ecône, w którym swoją oblężoną twierdzę założył abp Lefebvre (en passant: on początkowo nie był przeciwnikiem soboru, stał się nim dopiero wtedy, gdy zobaczył na własne oczy, jaki owoc reformy zainspirowane przez Vaticanum II przynoszą!), opowiadała mi, że tak to właśnie wyglądało. To znaczy burzenie i wyrzucanie, zlikwidowanie z dnia na dzień procesji, adoracji, codziennych mszy, spowiedzi usznej... W efekcie wszyscy, po prostu wszyscy w okolicy odeszli od Kościoła i wiary. Świątynie opustoszały. Ciocia widziała to na własne oczy, sama też przestała chodzić do kościoła. Była inteligentną osobą i zrozumiała, na czym polegała istota tego procesu: „Kiedy sami księża, czyli ci, którzy nauczają i prowadzą ludzi, zakwestionowali to wszystko, co Kościół do tej pory przekazywał i praktykował, ludzie doszli do wniosku, że wszystko, co mówił Kościół, to nieprawda”.
Ciocia trafiła w sedno: reforma (czy raczej: rewolucja) posoborowa naruszyła wiarygodność Kościoła jako instytucji zdolnej do przekazania nienaruszonego skarbca wiary. Ludzie, jeżeli chcieli — tak jak moja ciocia — i na ile chcieli, szukali od tej pory Pana Boga i Jezusa na własną rękę, starali się żyć zgodnie z Jego nauką, ale przestali wierzyć, że Kościół jest tą instytucją, która to nauczanie jest w stanie zachować i przekazać (tradere) w nienaruszonym kształcie. Ciocia mówiła, że jedynymi księżmi, którzy nadal wyglądali i działali jak księża, byli lefebryści z Ecône. I te nieliczne jednostki, które postanowiły zostać przy wierze, zjeżdżały do Ecône nawet z bardzo dalekich odległości.
I gdy jako młoda działaczka kościelna, wychowywana w jedynie słusznej ideologii, najeżdżałam na Lefebvre’a jako heretyka i niekatolika, moja zdezeklezjowana ciocia nie pozwalała mi na niego złego słowa powiedzieć.
Na koniec przydługiego tekstu obiecana demitologizacja. Przestańmy wreszcie błędnie mówić, że to były reformy soborowe. Guzik prawda. To nie były reformy soborowe, to była rewolucja posoborowa — i to używając wyrazu „posoborowa” wyłącznie w znaczeniu określenia czasowego. Reforma zmienia kształt czegoś, aby było żywotniejsze i przynosiło lepszy owoc; jest to coś jak profesjonalne przycinanie krzewów owocowych. Rewolucja burzy i niszczy, i pozostawia po sobie pustynię (o tej pustyni mówił o. Łukasz Miśko OP w kazaniu na naszej Mszy śpiewanej w rycie dominikańskim; tekst kazania tutaj).
Rewolucja ta z nauczaniem Soboru miała tyle wspólnego, ile kanciarze z Kantem (trawestując kolejne powiedzenie z czasów PRL-u). Proszę sobie przeczytać Konstytucję o liturgii świętej Sacrosanctum concilium Soboru Watykańskiego II. Jest tam mowa o konieczności zachowania i pielęgnowania czcigodnych starych obrządków, tradycji, łaciny, chorału... (Zresztą, przy okazji, o komunii pod dwiema postaciami też jest mowa — to jest ten jedyny punkt, w którym księża posoborowi stają się nagle en masse zaciekłymi trydentami ;-P). Nie ma tu już miejsca na omawianie tego pięknego dokumentu, który jest równie martwy, czysty i nieużywany jak PRL-owska Konstytucja 1952 r., ale warto go przeczytać i zobaczyć, jak odległy jest jego język i idee od tego, co wyprawiają „w imię soboru” bojownicy liturgicznego postępu.
Nawiasem mówiąc, czy obserwowana w ostatnich dziesięcioleciach liturgiczna „gorączka nowości” i ciągłe powoływanie się na „postęp” i „naukę” nie zalatuje wam jeszcze innym dobrze znanym zapaszkiem? Ogłaszam konkurs, w którym nagrodą będzie czekolada lub dobre piwo, do wyboru! Oto pytania:
1. Co to za dobrze znany zapaszek oraz kto i gdzie mówił o popadaniu w błędy wskutek „gorączki nowości” i pod pozorem „nauki” i „postępu”?
2. Ciągłe reformowanie wszystkiego i stawianie samej konieczności reformy jako wystarczającej przyczyny reformowania to cecha jakiego szkodliwego prądu antykościelnego wg Historii Kościoła ks. B. Kumora?
Odpowiedzi proszę przesyłać do mnie mailem, a nie wpisywać do komentarzy, aby nie odbierać zabawy innym! Wyniki i prawidłowe odpowiedzi podam po rozstrzygnięciu konkursu.

piątek, 6 lipca 2012

Uff! Udało się!!!

W ostatnią niedzielę, czyli w uroczystość Przenajświętszej Krwi Chrystusa według tradycyjnego kalendarza katolickiego, w kościele św. Idziego odbyła się pierwsza od kilkudziesięciu lat w Krakowie publiczna Msza w rycie dominikańskim. Jam to, nie chwaląc się, uczyniła. Tzn. rzuciłam pomysł i zorganizowałam — przy bezcennej współpracy kilku bardzo zaangażowanych i wysoce kompetentnych osób, którym tutaj gorąco dziękuję; są to, w kolejności alfabetycznej: Łukasz Boruta, Dawid Gospodarek, Jarek Jarczewski, Maciej Michalec, Robert Pożarski, Grzegorz Przechowski OP, Marzena Anna Wójtowicz, Piotr Ziobro i Mateusz Ziomber.
To był ścisły staff. Oprócz tego pomocy i życzliwości doznaliśmy od innych osób: naszego krakowskiego przeora, pana Laurentego (kościelnego w Idzim), moich kolegów kantorów ze Scholi Gregoriany Silesiensis, którzy specjalnie przyjechali aż z Wrocławia i Warszawy, aby zaśpiewać (Krzysztof Ochnik, Marcin Szargut, Konrad Zagajewski, Damian Zazula), ludzi, którzy pożyczyli nam wszystkie brakujące gadżety, w tym pełne szaty kapłańskie z manipularzem, i wielu innych. Oraz o. prof. Augustine’a Thompsona OP z Kalifornii, specjalisty od rytu dominikańskiego, prowadzącego blog Dominican Liturgy, który służył nam radami. Doznaliśmy ze wszystkich stron mnóstwa życzliwości i zachęt.
Specjalne podziękowania kieruję do pana Zuckerberga, wynalazcy Facebooka, bo to od niego wszystko się zaczęło :) W owym czasie, gdy prezydentem Polski był Bronisław Komorowski, premierem Donald Tusk, prowincjałem Polskiej Prowincji Dominikanów ojciec Krzysztof Popławski, a przeorem konwentu krakowskiego ojciec Paweł Kozacki, gdzieś u końca długiej zimy o. Łukasz Miśko OP, mój znajomy posługujący wówczas w Anchorage na Alasce, pochwalił się na Facebooku, że właśnie odprawił pierwszą w życiu mszę w rycie dominikańskim, a wtedy ja szybciutko napisałam do niego, czy mógłby odprawić taką mszę dla nas, kiedy przyjedzie latem do Polski...

Nasze tablice ołtarzowe

Przygotowania obfitowały w momenty humorystyczne i mrożące krew w żyłach — na przykład gdy pan Laurenty oznajmił dyrektywnie, że kadzidła nie może być, bo włączają się czujniki przeciwpożarowe, albo gdy w ostatniej chwili okazało się, że nie mamy stroju kapłańskiego, bo w 750-letnim klasztorze krakowskim nie ma ani jednego manipularza poza kilkoma zamkniętymi na cztery spusty w muzeum. Nie było zresztą również tablic ołtarzowych, więc moi wspaniali ministranci zrobili nowe sami!!! Piękne, oprawione w ramki, będą się nadawały do kolejnych celebracji. Łukasz miał dolecieć do nas z Kalifornii dopiero w sobotę wieczorem i z trzema przesiadkami w Europie, i prawie osiwiałam, czekając na wiadomość od niego. A cała ekipa, w tym celebrans, ministranci i kantorzy, spotkała się w realu dopiero na półtorej godziny przed celebracją i miała godzinę na próbę. Tymczasem msza śpiewana w starym rycie to nie przelewki! Chyba wszyscy święci dominikańscy czuwali nad nami: od św. Ojca Dominika, przez św. Jacka uświęcającego Kraków swoim grobem, po bł. Michała Czartoryskiego. Bo wszystko udało się na 102 i impreza była na 14 fajerek :)
Nie będę opisywać samej uroczystości, bo w Internecie są już inne relacje. To niezwykłe, ile portali o nas napisało — po polsku i po angielsku! Zamieszczam tutaj linki, proszę doczytać i obejrzeć zdjęcia:
http://dominican-liturgy.blogspot.com/2012/07/over-last-few-months-i-have-been.html
http://dominican-liturgy.blogspot.com/2012/07/dominican-rite-mass-cracow-poland-july.html
http://www.newliturgicalmovement.org/2012/07/dominican-rite-in-poland.html
http://www.nowyruchliturgiczny.pl/2012/07/msza-sw-w-rycie-dominikanskim-w.html
http://www.pch24.pl/msza-sw--w-rycie-dominikanskim-w-krakowie,3996,i.html
W ramach przygotowań do Mszy założyliśmy stronę internetową www.rytdominikanski.pl; na początku miała ona tylko zawierać materiały potrzebne ministrantom i kantorom do nauki celebracji, ale dzięki niezwykłej życzliwości o. Augustine’a Thompsona OP, który pozwolił nam tłumaczyć i publikować wszystkie materiały z bloga Dominican Liturgy, oraz o. Marka Pieńkowskiego OP, który zgodził się przyjąć na swoje barki ciężar służenia nam za oficjalny kontakt z Polską Prowincją Dominikanów, stanie się — mamy nadzieję — wyspecjalizowanym portalem poświęconym rytowi dominikańskiemu w Polsce oraz miejscem integracji jego sympatyków. Zapraszam do czytania tej nowej strony, mamy bogate plany! A już niedługo zamieścimy kazanie wygłoszone przez o. Łukasza na Mszy.
Więcej zdjęć jest tutaj.
A teraz kącik na reklamę: Nasz zespół ministrantów jest świetny, a Schola Gregoriana Silesiensis to śpiewacy chorałowi na najwyższym poziomie. Chłopcy przygotowali kancjonał i zaśpiewali za darmo, przyjeżdżając z daleka i zużywając na to wiele godzin. Czuję się zobowiązana spróbować im wynagrodzić za ten trud. Jeśli zatem znacie kogoś, kto organizuje koncerty i płaci wykonawcom, nie wahajcie się ich polecać. Nagrania z Mszy planujemy zamieścić na stronach www.rytdominikanski.pl i www.ssgs.pl.

Zdjęcie rodzinne organizatorów