W końcu o. Marek Grzelczak („to też dominikanin, ale całkiem autre chose”) podsunął mi książkę o. Fryderyka Williama Fabera, oratorianina, słynnego XIX-wiecznego klasyka ascetyki katolickiej. Została ona kilka lat temu wznowiona po polsku (w dwóch częściach) i jest także dostępna za darmo w Internecie pod adresem http://www.ultramontes.pl/faber.htm. Mimo upływu ponad 150 lat od chwili napisania okazała się strzałem w dziesiątkę. Czytam ją teraz kawałeczkami, smakując ją jak wykwintny deser, i notuję kolejne odkrycia.
Niektóre rzeczy wzbudzają na początku sprzeciw w świetle tego, czego nauczono mnie poprzednio. Na przykład jeżę się, gdy czytam: „Nie jest rzeczą niemożliwą, iż przeszkodą postępu jest nam brak nabożeństwa do Matki Najświętszej. Bez tego nabożeństwa życie duchowne jest niemożliwe... To część integralna chrześcijaństwa. Religia bez Maryi, ściśle biorąc, nie jest chrześcijańską”, bo odzywa się we mnie grzmienie kard. Ives’a Congara OP przeciwko ohydnej mariodulii Kościoła potrydenckiego, odbierającej prawowitą cześć Panu Bogu oraz więżącej katolików w infantylizmie i sentymentalizmie. Po czym dochodzę do zdania: „Ją Bóg uczynił łożyskiem swej łaski, o czym świadczy najlepiej ta świadoma nienawiść złego ducha i te instynktowne uprzedzenia wszystkich herezyj przeciwko Niej... Jest to nabożeństwo rzetelne, gdyż jego nieustanną dążnością jest znienawidzenie grzechu, a nabycie cnót gruntownych”, reflektuję nad znanymi mi postawami ojca Congara i ludzi uformowanych w jego duchowości, i nagle przychodzi olśnienie: „Cholera, to naprawdę tak jest”.
Dużo w tej książce rzetelnej wiedzy o chrześcijańskim życiu duchowym i o ludzkiej psychice. Na przykład taka perełka:
Równowaga jest rzeczą niełatwą dla ludzkiej natury, zwykle też każda nowość wydaje walkę temu, co stare i zadomowione. Nic więc dziwnego, że choć mało kto odważyłby się to wyznać, taki początkujący, przejęty prawdziwą, lecz świeżą dla niego myślą o wyższości życia wewnętrznego nad zewnętrznym, uważa to drugie za bezwartościowe, owszem szkodliwe, bo pełne pokus. Poważanie jednego rodzi w nim, niestety, lekceważenie drugiego, zwłaszcza że rozpoczynając życie całkowicie oddane Bogu, zawsze nieufnie i pogardliwie odnosi się do ludzi i świata. Ta pogarda bywa najczęstszą pokusą początkujących. [...]Inny cytacik:
Lecz jakże się to dzieje, że początkujący – choć bowiem pierwszy okres mamy za sobą, nie przestajemy być, jak powiedziałem, początkującymi na drodze doskonałości – zazwyczaj rażą w swym otoczeniu, ściągając na samą pobożność niechęci i uprzedzenia? – Nie chcę tak cierpko o tym mówić, jak zwykł to czynić świat, bo wiem, jakie trudności ich otaczają, jak wyrozumiale trzeba ich sądzić i jak wielką jest rzeczą to ich oddanie się sercem i duszą sprawie Bożej. Zresztą wszystko, co w ich postępowaniu odraża i drażni, nie pochodzi z tych zasad, które właśnie obrali, lecz ze starego kwasu, który w nich pozostał po życiu światowym.
Razi u nich brak roztropności, nieliczenie się z chwilą, miejscem, wiekiem, osobą czy okolicznościami; razi niekonsekwencja, której nie można wytłumaczyć, jeśli się nie pojmie tej walki, jaką sobie wydali; razi rozdrażnienie, które bez wątpienia wybaczyłby im najostrzejszy krytyk, gdyby wiedział o ich bojach wewnętrznych i znużeniu ducha, które jest następstwem walki i pokusy; razi ich dziwactwo, ponieważ trudno jest człowiekowi naraz oswoić się z nowymi zasadami i stosować je poprawnie do tylu sprzecznych wymagań; razi w nich wreszcie to, co jest nie tyle zgorszeniem dawanym przez nich, co raczej zgorszeniem przyjmowanym przez nich od świata, który tak biegunowo różni się w swoich hasłach od zasad Ewangelii.
Głęboko więc bądźmy przekonani, iż naprawdę doniosłą jest rzeczą dla naszego duchownego postępu i dla wewnętrznej świętości, byśmy dużo troski wkładali w nasze pożycie z drugimi, stając się dla nich wonnością Chrystusową. Zaniedbanie w tym względzie jest przyczyną, dlaczego wielu ustaje w swym porywie ku doskonałości; szukają oni źródeł swego niepowodzenia w samym swoim szlachetnym zamiarze, podczas gdy te kryją się w ich zewnętrznym postępowaniu.
Duch reformatorski jest antytezą ducha ascezy.Polamp i wszystko jasne!
Ps. Skoro wspominam o ojcu Marku Grzelczaku oraz XX-wiecznych kontrowersjach wokół tradycyjnej katolickiej pobożności maryjnej, to polecam także mój wywiad z nim, w którym staje on w jej obronie: „Matka Boża niczego nie zgubi, niczego nie pozwoli skraść”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz