W homilii kanonizacyjnej papież Paweł VI mówił:
„Jan Macías jest wspaniałym i wymownym świadkiem ewangelicznego ubóstwa: jako mały sierota z otrzymywanej drobnej zapłaty pastuszka wspomaga biednych — »swoich braci«, dzieląc ich wiarę; jako wygnaniec, gdy naśladując swego patrona, świętego Jana Chrzciciela, nie szuka jak inni bogactw, ale pragnie tylko tego, aby się spełniła wola Boża; jako służący w oberży i starszy pasterz hojnie rozdaje swą miłość ubogim, ucząc ich modlitwy; jako zakonnik wypełnia swoje śluby, najwyższy dowód miłości względem Boga i bliźniego: »dla siebie nie szuka niczego, jak tylko Boga«. W celi furtiana łączy intensywne życie modlitwy i pokuty z niesieniem pomocy i dostarczaniem pożywienia dla mnóstwa biednych; sam odmawia sobie pokarmu, aby zaspokoić głód łaknących”.
Dzisiaj, po kompromitacji komunizmu i teologii wyzwolenia, postrzeganie chrześcijaństwa w kluczu rewolucji, jak i samo słowo rewolucja, są zupełnie skompromitowane. Jednak jeśli sięgniemy do źródłosłowu tego terminu (ponownie ukształtować), to czy chrześcijaństwo nie jest, nie ma być rewolucją? Czy nie zapowiada rewolucji ewangeliczny kantyk Maryi, który uwielbia Boga za to, że „strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych, głodnych nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił”? Czy nie jest rewolucją pierwsza warstwa ewangelicznych błogosławieństw, która — jak twierdzą naprawdę mądrzy i kompetentni bibliści — brzmiała początkowo „Błogosławieni ubodzy, albowiem do nich należy królestwo niebieskie..., błogosławieni, którzy łakną i pragną, albowiem będą nasyceni”? Tę pierwotną wersję zachowała Ewangelia Łukasza, wraz z ostrzeżeniami „biada” dla zadowolonych, sytych i bogatych, podczas gdy wspólnota chrześcijan, w której w latach 70–80. I wieku redagowana była Ewangelia Mateusza, mieszkająca zapewne w bogatej Antiochii Syryjskiej, już wówczas tak wrosła w uwarunkowania tego świata, że do oryginalnego tekstu dodano wstawki mające nadać mu bardziej duchowy charakter i pozbawić go jego trudnego do zaakceptowania radykalizmu. (Więcej na ten temat: świetny nowy komentarz egzegetyczny ks. A. Paciorka do Ewangelii św. Mateusza, wydany przez wydawnictwo paulistów).
Rewolucja staje się złem, zaczyna niszczyć i zabijać, gdy sięga po środki tego świata: władzę i przemoc. Dopóki posługuje się środkami takimi, jakich używali prorocy, Chrystus, Maryja i Jan Macías, jest w porządku. To jest prawdziwa rewolucja. Chrześcijanie są do niej zobowiązani; w przeciwnym razie stają się solą, która utraciła swój smak.
Tak się składa, że akurat dzisiaj bracia studenci polskiej prowincji dominikanów oraz ich wychowawcy i profesorzy rozpoczęli nowy rok akademicki. Trudno o lepszego patrona tego dnia. Niech św. Jan Macías, który sam zapewne w najlepszym razie najwyżej umiał czytać, prosi teraz za swoich młodszych, wykształconych współbraci, by zawsze pamiętali, że studium intelektualne, wielki przywilej i obowiązek dominikanów, prowadzi na manowce, jeśli nie poprzedzają go modlitwa i miłosierdzie. Dopiero w tym towarzystwie wiedza zamienia się w mądrość.
Nie można tutaj nie wspomnieć subtelnego intelektualisty i doktora Kościoła, św. Jana od Krzyża, który swoją drogę na górę Karmel rozpoczął od małego prowincjonalnego szpitalika, w którym pracował całymi dniami jako pielęgniarz chorych i bezdomnych.
Skoro cytowałam już homilię kanonizacyjną papieża, składającego hołd prostemu i niewykształconemu św. Janowi, niech na koniec przemówi jeszcze ówczesny (1975) generał zakonu, brat Vincent de Couesnongle:
„Niewątpliwie to swoje święte życie, życie miłości ku biednym, mógłby przeżywać gdziekolwiek i kiedykolwiek. Jednak on stał się świętym właśnie w tym małym światku ludzi wykorzenionych, ludzi najbiedniejszych. I to właśnie nas dzisiaj uderza. [...] Braterska miłość to nie jest jakiś luksus, na który mogą sobie pozwolić mający czas, pieniądze i odpowiednie dyspozycje. [...] Świat doskonale sprawiedliwy, z najwspanialszym nawet prawodawstwem, świat, w którym prawa każdej jednostki będą zabezpieczone, może jeszcze być światem zimnym, bez duszy i nadziei, ponieważ jest bez miłości. Sama sprawiedliwość może stać się nieludzka i żadne prawa społeczne nie mogą zrodzić miłości. [...] Przesłanie Jana Macíasa nie ma więc charakteru jedynie społecznego: jest bowiem w pierwszym rzędzie teologalne. [...] Przez swoje miłosierdzie względem ubogich objawił w swoim stuleciu prawdziwe imię Boga biednym Ameryki, którzy nie wiedzieli, że »Bóg jest miłością«”.
Proszę Was po przeczytaniu tych słów o zapoznanie się z wpisem wczorajszym, gdyż jest tam mowa o kimś, kto potrzebuje konkretnej pomocy materialnej tutaj i teraz. Fortuna kołem się toczy i ci, co w dawnych wiekach byli bogaci i pomagali innym, dzisiaj nierzadko stają się w dosłownym znaczeniu słowa ubogimi, którzy potrzebują naszego wsparcia, aby przetrwać. W tym wypadku chodzi konkretnie o siostry benedyktynki ze Staniątek. Kiedy na blogu „dowalam dominikanom” czy szerzej klerowi, tekst czytają setki ludzi i spotykam się z pochwałami. Gdy piszę o czymś pozytywnym albo o tym, że komu trzeba pomóc, jest cisza, a statystyka wykazuje, że na tekst weszło kilkanaście czy najwyżej 30 osób. Coś tu jest nie tak.
Proszę także o modlitwę o pokój w Syrii. Tam, gdzie rozwijały się pierwsze wspólnoty chrześcijan, gdzie nawrócił się święty Paweł i powstała Ewangelia Mateusza, dzisiaj giną ludzie, a my milczymy. Codziennie czekam na mszy na wspomnienie w modlitwie powszechnej o Syrii i codziennie się rozczarowuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz