Dzisiaj obchodzimy święto Pierwszego Powołanego (pod tym tytułem, Первозванный, jest on czczony w Kościołach tradycji wschodniej), Apostoła Andrzeja, brata świętego Piotra. W naszej tradycji święty ten, gorąco miłowany na Wschodzie, został trochę odstawiony na boczny tor; mówi się o nim znacznie mniej niż o świętym Piotrze, Jakubie czy Janie. Niesłusznie, bo z jego postacią wiąże się bardzo ważna symbolika: to on przyprowadził do Jezusa swego brata Piotra, on jako pierwszy rozpoznał Pana i nie poprzestał na tym, lecz zaraz „znalazł brata swego Szymona i rzekł do niego: »Znaleźliśmy Mesjasza« — to znaczy: Chrystusa, i przyprowadził go do Jezusa”. Dlatego Andrzej jest patronem wszystkich, którzy głoszą Słowo; i dzisiaj warto pamiętać, że nie chodzi tu tylko o księży, zakonników czy katechetów, lecz o każdego, kto spotkał Chrystusa i wierzy, że również jego zadaniem jest głosić Pana i przyprowadzać do Niego swoich braci.
Dla mnie dzisiejszy dzień jest świąteczny także dlatego, że święty Andrzej Apostoł jest patronem jednego z moich znajomych dominikanów, ojca doktora Andrzeja Morki, dzięki któremu ten blog się narodził. Nie byłoby „Myśli spod chustki”, gdyby nie nasze długie dyskusje o tym, co nas w Kościele raduje, a co boli, jakie jest nasze powołanie i kim powinni dzisiaj być dominikanie, komu i jak powinni głosić, by jak najwierniej upodabniać się tu i teraz do założycieli Zakonu: świętego Ojca Dominika i pierwszych braci. To po gorącej dyskusji z nim, nieco ponad rok temu, mój umysł tak buzował, że musiałam, po prostu musiałam napisać i opublikować pierwszy tekst, „Czy księża są przyczyną sekularyzacji i co z tego wynika?”. Tak właśnie powstały „Myśli spod chustki”. I w wielu innych tekstach także znajduje się wkład intelektualny Andrzeja; „Myśli spod chustki” są faktycznie „Myślami spod chustki i mantolety”.
Dzisiaj Andrzej powiedział ważne kazanie, w którym precyzyjnie i brutalnie, jak cięciem skalpela, przypomniał, że dominikanie — jakkolwiek mogą się cieszyć, że ludzie do nich przychodzą i ich słuchają — powinni pamiętać, że są powołani przede wszystkim do głoszenia tym, którzy nie są przekonani, którzy sami do nich nie przychodzą. Bracia muszą do nich wyjść, szukać ich. Nie mogą poprzestać na tych, którzy już są przekonani. I przed Zakonem stoi dzisiaj zadanie znalezienia nowych form pracy, które będą skierowane do tych, których dopiero trzeba przekonać do Chrystusa.
Podobnie pisałam kilka miesięcy temu w tekście „W dalszym ciągu nie przestawałem nalegać”, i nietrudno się domyślić, kto wniósł do niego ten wkład.
Andrzej jest patronem jeszcze jednej cechy mojego myślenia o Kościele i szerzej o życiu. Mówił dzisiaj: „Spotkanie Jezusa z Andrzejem i Piotrem odbywa się na brzegu jeziora. To miejsce jest ważne; brzeg jest miejscem, gdzie spotyka się woda i ziemia; a zawsze, gdy spotykają się dwie różne rzeczywistości: woda i ziemia, dwie kultury, dwa sposoby myślenia, dwie religie, dzieje się coś ciekawego”. W moim myśleniu jestem wierna także tej zasadzie; jako katoliczka przyjaźnię się z prawosławnymi, jako Polka z Rosjanami i Ukraińcami, jako NOM-istka promuję stary ryt.
Polecam kontakt z myślą Andrzeja; warto przyjść na głoszone przez niego rekolekcje i konferencje, przeczytać jego książkę („Doświadczenie Boga w Gułagu”) i artykuły. Ta myśl odświeża, nawraca, prowadzi do głębi i dojrzałości, otwiera przestrzeń.
Andrzeju, niech Pan Cię dalej prowadzi na Twoich dominikańskich drogach; bądź podobny do swego ojca Dominika w gorliwości, inteligencji i współczuciu, prowadź innych do Pana, pokazuj nowe drogi myślenia, nastawaj w porę i nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz. Z modlitwą i wdzięcznością!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz