Ten sukces polskiego Kościoła [chodzi o dużą liczbę powołań kapłańskich] jest też — mam takie wrażenie — związany z faktem, że naszych księży wciąż widać. Sutanna czy koloratka to nadal element kapłańskiego stroju. W Hiszpanii czy Holandii, gdy księża zrezygnowali z tych atrybutów, gdy przestali być widoczni publicznie, liczba powołań od razu zaczęła spadać. Czy istnieje związek między tymi faktami?
Nie ma wątpliwości, że katolicka tożsamość kapłańska musi być uniwersalna. Musi przejawiać się we wszystkich elementach życia: myśleniu, mówieniu, zachowaniu, ale też w stroju duchownym. To trzeba bez przerwy przypominać świeckim i księżom. Zarazem trzeba mieć świadomość, że nie jest to wcale problem tak całkiem nowy. Już w XVI wieku Synod Łęczycki apelował do księży, by nosili strój duchowny. I ten apel trzeba stale ponawiać, bo w ten sposób pokazuje się, choćby młodym ludziom, że księdzem można być zawsze, że jest to integralny, całościowy styl życia, rozpoznawalny i będący świadectwem dla innych.
Ale księża i zakonnicy żalą się, że ludzie dziwnie na nich patrzą, gdy pojawiają się w sklepie czy na spacerze w stroju duchownym.
I bardzo dobrze, że patrzą. O to chodzi, żeby widzieli w nas księży, niezależnie od tego, jaki mają do nas stosunek. Tego zresztą nie trzeba się bać ani wstydzić. Gdy chodzę po Warszawie, gdzie ludzie mnie nie znają, zawsze mam na sobie sutannę lub przynajmniej koloratkę i bardzo często młodzi ludzie pozdrawiają mnie słowami „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. To jest z ich strony całkowicie naturalne i spontaniczne. Ponadto oznaki wrogości wobec księży mogą stać się okazją do duchowej ofiary, znoszenia przykrości, ale i dania świadectwa swej tożsamości. To może stać się przyczyną refleksji, a nawet początkiem dialogu. Mam jednak wrażenie, że zdecydowanie częściej ten opór przed noszeniem kapłańskiego stroju to rezultat zwyczajnego lęku lub wstydu przed własnym kapłaństwem. A to nie przyciąga młodych.
czwartek, 15 grudnia 2011
Integralny styl życia
Dobrzy ludzie podrzucili mi ostatnio wywiad-rzekę, jaki z abp. Józefem Michalikiem przeprowadzili G. Górny i T. Terlikowski („Raport o stanie wiary w Polsce”, Radom 2001), więc czytam i jak dotąd to, co ksiądz arcybiskup mówi, wydaje mi się bardzo trafne. A zatem kolejny cytat:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wbrew brakowi sympatii do Arcybiskupa Michalika zgadzam się z tym, co pisze o wstydzie, który na pewno nie pociąga. Ale myślę, że są także inne, słuszne powody, aby czasem ksiądz nie chodził w stroju duchownym - znajomy święty proboszcz mówił mi, że NIGDY nie jeździ do urzędów w koloratce, bo zauważył, że jest traktowany wyjątkowo (w sensie: lepiej niż inni). Sama kiedyś jechałam z jednym z naszych kolegów w koloratce i zatrzymała nas policja (jak się okazało, niesłusznie, ale mniejsza o to). Gdy policjant zobaczył koloratkę, powiedział: "Oczywiście odstąpię od karania, ale chciałbym przypomnieć, że jest tu zakaz skrętu...". Obciach, nie?
OdpowiedzUsuńI jeszcze coś - są środowiska, w których koloratka utrudnia dialog. Po prostu. Dla wielu może stanowić barierę. To trzeba też rozsądnie przemyśleć.
Ok, jeszcze jedno, obiecuję, że ostatnie - czasem mam wrażenie, że w dyskusji o koloratkach, habitach itp. często przyjmuje się błędne założenie: że ksiądz jest (bardziej niż inni chrześcijanie) reprezentantem Boga na ziemi, cokolwiek by czynił, i że strój stanowi świadectwo bardziej niż czyny. A przecież świat ma poznać Ojca, widząc nasze dobre czyny i to, jak się kochamy nawzajem. A nie jakie sakramenty kto z nas przyjął itp. Owszem, to ważne, ale czy naprawdę aż tak podstawowe?