„Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?” Mężczyzna odpowiedział: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa, i zjadłem”.
Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: „Dlaczego to uczyniłaś?” Niewiasta odpowiedziała: „Mąż mnie zwiódł, i zjadłam”.
Tak w każdym razie odczytał kleryk na mszy o 12.00 w dniu 8 grudnia u dominikanów w Krakowie. W Krakowie w ogóle były chyba wtedy wyjątkowe warunki biometeorologiczne, bo z kolei na roratach (jak mi doniesiono przez ludzi Chloe) można było się dowiedzieć od diakona czytającego Ewangelię (zresztą nie tę, co trzeba), że:
Między narodzonymi z niewiast nie ma większej od Jana.
Ale żeby było sprawiedliwie, kamyczek do ogródka pallotynów. Odmawiam sobie dziś spokojnie nieszpory (I tom Liturgii Godzin, ten poprawiony, Pallottinum 2006, s. 807), aż tu nagle...
Ci, którzy we łzach sieją,
żąć będą w radości.
Idą i płaczą niosąc ziarno na zasiew,
lecz powrócą z radością niosąc swoje stopy.
To wszystko pobudza moją wyobraźnię teologiczną oraz wprawia w dobry humor. Tym bardziej, że dzisiaj (14 grudnia) obchodzimy wspomnienie liturgiczne nie tylko Jana od Krzyża, o którym wszyscy słyszeli, lecz także równie fajnego, choć prawie nikomu nie znanego świętego Wenancjusza Fortunata, żyjącego w VI wieku autora wielu poematów religijnych i hymnów liturgicznych, między innymi hymnu z nieszporów Tempore Passionis Vexilla Regis (Sztandary Króla się wznoszą) oraz spopularyzowanego dzięki ślicznej muzyce Pawła Bębenka „Jaśnieje krzyż chwalebny”. Był dla Kościoła łacińskiego tym, kim dla chrześcijaństwa wschodniego jest święty Roman Melodos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz