Nasz wielce czcigodny protokantor, Robert Pożarski, rzucił ostatnio w ludek chorałowy pytanie: „Jogajła/Jagiełło słuchał mszy przedtrydenckich! Bardzo ciekaw jestem, w jakim były rycie? Ktoś coś wie? Bo ja mam niejasne przeczucie, że był to ryt dominikański :-)” W odpowiedzi Piotruś Kędra zrobił nam arcyciekawy wykład ilustrowany o mszy przedtrydenckiej. Piotrek jest młodym człowiekiem i jego wiedza mnie naprawdę zadziwia. Zamieszczam jego wypowiedź, by mogła dotrzeć do szerszego audytorium.
Kapelanem króla Władysława był mnich benedyktyński z Łyśca Mikołaj nomen omen Drozdek, później, w czasach grunwaldzkich Bartłomiej Długosz, proboszcz kłobucki i kanonik krakowski. Jako że Mikołaj Drozdek był opatem łysogórskim i księdzem do zadań specjalnych (np. obejmował upadające opactwa i stawiał je na nogi, łamał opozycję kleru i zjednywał duchowieństwo dla unii florenckiej), król słuchał mszy odprawianych przez kanoników krakowskich. Jak owa msza wyglądała? Dla wyobrażenia posłużę się ilustracjami:
Ilustracje z XV i XVI wieku mszy odprawianych według ducha devotio moderna, czyli prywatnej, indywidualnej praktyki pobożnościowej skupionej na cierpieniach wcielonego Boga i pobożności pasyjnej.
Zacznę od drugiej ilustracji. Odprawia biskup, a służy tylko jeden diakon. Czyta mszę albo śpiewa, a drugą ręką dzierży pastorał. Co ciekawe — lichtarze bez świec.
Proszę zwrócić uwagę przy pierwszej ilustracji, że biskup odprawia (biskup Rzymu, bo diakon trzyma trójkoronną tiarę), poznać można po ornacie założonym na dalmatykę, a usługują mu tylko dwaj lewici (diakon w dalmatyce i subdiakon w tunicelli), pluwialista (w kappie, nie wiem, co robi) i turyferarz (o święceniach prezbitera, znać po stule). Prócz tego duchowieństwa mężczyzna z tyłu po lewej trzyma krzyż, a obok ktoś dzierży świecę (albo salutuje mieczem, nie dostrzegam pewnie). Trzech biskupów i dwóch kardynałów słucha Mszy świętej, a przecież mogą sami odprawiać. Wynika to z pobożności. To nie muszę być ja, aby stał się cud. Myślę, że nam, kantorom również pożyteczne duchowo jest czasem tylko posłuchać mszy. Ktoś czyta psałterz albo rozważania. Sam Pan Jezus schodzi z Krzyża, by pokazać świętość i prawdziwość Ofiary.
Czy msza była cicha? Niekoniecznie. Na tej ilustracji widać sposób odprawiania mszy nie całkiem uroczystej, czyli codziennej. Kapłan przy ołtarzu modli się do Boga, a tuż za nim chór śpiewa. Być może również służyli do mszy, bowiem ktoś musiał przynieść świece, które stoją na środku planu.
Tu mamy mszę z kazaniem. Jednocześnie. Jeszcze w latach siedemdziesiątych gdzieniegdzie w zaściankach Rzeczypospolitej tak się odprawiało.
I ponownie papież, odprawia samotrzeć.
Ten obrazek pokazuje, że jeśli nawet czegoś w odprawieniu mszy nie starczy, jak tutaj kadzidła, to aniołowie uzupełnią.
I na koniec ilustracja z brewiarza:
Jeden ksiądz, jeden ministrant, jeden wysłuchujący mszy i chór, który śpiewa.
O ile się orientuję, to msze w XV wieku były śpiewane szybko, a w wolny czas wstawiano motety albo inne wielogłosowe popisy.
Msze prywatne, ciche, to pomysł przełomu tysiącleci jako pomoc dla prywatnej pobożności kapłanów. Do tamtej pory msze (liturgie) odprawiano w niedziele i święta, ale wystarczało, aby jedna osoba odprawiła mszę w danej świątyni. Reszta kapłanów zajmowała się pozostałymi obowiązkami. Odstępstwem od tego prawidła była każda okazja wymagająca mszy świętej, jak wyprawa wojenna fundatora kościoła czy pomór bydła. W pewnym momencie dostrzeżono ogromny skarb duchowy, jakim jest codzienna celebracja, i od czasów św. Bernarda z Clairvaux jest to już zalecenie dla kapłanów. Skoro każdy kapłan miał codziennie odprawiać, każdy potrzebował swojego ołtarza i grupy, która go utrzyma. Stąd budowanie w kościołach mnogich ołtarzy, stąd takie tytuły jak altarysta (to jest duchowny, który utrzymuje się z pełnienia służby przy określonym ołtarzu), mansjonarz (podobnie, tyle że przywiązany do określonego kościoła), prałat (przełożony modlitw w danej grupie duchownych, w farze, konwencie etc.), kapelan (ktoś utrzymujący się z określonej kaplicy, z której to korzysta określona grupa ludzi, na przykład miejscy piekarze). Dlatego (prawie) każdy kapłan był dla określonej grupy wiernych, z którą żył, miał kontakty, która go żywiła i stawiała mu żądania. Zależnie od kondycji grupy i samego kapłana różnie wyglądały msze przez niego odprawiane. I tak altarysta biednej dzielnicy odprawiał po cichu, nieraz i kilkanaście suchych mszy dziennie. Zaś kapelan króla odprawiał tylko wtedy, gdy tego powaga królewska żądała. Mógł sobie pozwolić na nieprzyjmowanie ofiar, stypendiów czy pomocy od kogokolwiek, wszak jego dobrodziejem był sam król.
Na przykład w katedrze warszawskiej po prawej stronie, patrząc od wejścia w kierunku ołtarza, znajduje się kaplica archikonfraterni literackiej. Arcybractwo zajmowało się propagowaniem umiejętności czytania i pisania, rozwojem nauk i sprawami magistratu miejskiego. Elita Warszawy od 1507 roku miała swoją organizację, więc także swoje miejsce modlitw i swojego kapelana, którego utrzymywała.
Do dzisiaj różne grupki pobożnościowe pomagają swoim księżom i obdarowują ich prezentami.
Podsumowując: Król Jagiełło, jako neofita, poświęcał czas i pieniądze na potrzeby katolickiego kultu. Skoro mszy słuchał w katedrze, sposób odprawiania musiał być godny miejsca i osoby fundatora. Król miał własną kaplicę, własny chór, więc miał mu kto mszę odprawić i odśpiewać.
Ps. W kolejnym poście, „Krótki sposób rozmyślania Męki Pański przy Mszy Święty”, przedstawiam rozważania przeznaczone na czas mszy, o jakich wspomina Piotrek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz