niedziela, 8 stycznia 2012

Zaśpiewaliśmy Wigilię Epifanii

Noc z 5 na 6 stycznia spędziłam w zabytkowym, zimnym kościele pokamedulskim na Bielanach w Warszawie. Dzięki serdecznej gościnności księdza Wojtka Drozdowicza, proboszcza Lasku Bielańskiego, zaśpiewaliśmy tam (po raz kolejny) długie nabożeństwo wigilijne. Tym razem była to Wigilia przed uroczystością Objawienia Pańskiego.
W kaplicy Najświętszego Sakramentu w kościele na Bielanach (dawnym kapitularzu kamedułów) zgromadziło się dobrze ponad 50 osób: grupa ze Szkoły Śpiewania Chorału, znajomi śpiewacy (w tym Marcin Bornus-Szczyciński i Andrzej Borzym junior), krewni-i-znajomi-Królika, ludzie związani z bielańską parafią, goście „z zewnątrz”. Celebrował ksiądz doktor Piotr Paćkowski z KUL, a kierownikiem muzycznym (z braku szczęśliwszego określenia) był Robert Pożarski, prezes Stowarzyszenia „Schola Gregoriana Silesiensis” i założyciel Szkoły Śpiewania Chorału na Bielanach.
Robert przed kilkunastu laty we Wrocławiu jako pierwszy w Polsce (a może na świecie) wskrzesił tradycyjne nabożeństwa wigilijne, odprawiane w Kościele łacińskim przez kilkanaście wieków i zlikwidowane po Soborze Watykańskim II. Teraz Wigilie zawitały do Warszawy, a od niedawna, dzięki Grzegorzowi Przechowskiemu OP, także do Krakowa (Kraków już drugi rok celebrował równolegle z nami, tym razem u mniszek dominikańskich na Gródku).
Rozpoczęliśmy o 21.30. Rolę przystawki zaostrzającej apetyt odegrał ceremoniał poświęcenia wody i soli według rytuału rzymskiego z końca XIX wieku. Składał się on z długiej Litanii do Wszystkich Świętych, wielu oracji, egzorcyzmów i gestów. Później zaśpiewaliśmy oficjum wigilijne według rytu dominikańskiego z Prototypu — pochodzącej z 1254 r. księgi zawierającej całą pierwotną liturgię Braci Kaznodziejów. Jako entrée poszły pierwsze nieszpory, w roli dania głównego zjawiło się matutinum: trzy nokturny po 3 psalmy, 3 lekcje i 3 responsoria (wersety responsoriów śpiewało po dwóch kantorów, zgodnie z zasadami dominikańskimi), na dokładkę były laudesy, a na deser pojawiła się uroczyście odśpiewana przez księdza Piotra Genealogia — opis chrztu Chrystusa w Jordanie i lista jego przodków według Ewangelii św. Łukasza, w niezwykle pięknym i oryginalnym tonie, który Robert przepisał bezpośrednio z Prototypu.
W zeszłym roku Genealogię zaśpiewał nam Błażej Matusiak OP i cieszyliśmy się bardzo, że jest z nami dominikanin. Błażej jest teraz w Pradze i brakowało wśród nas jego biało-czarnego habitu. W końcu śpiewamy liturgię dominikańską... Tak bardzo bym chciała, żeby polscy dominikanie na powrót odkryli i docenili skarby swojej tradycji liturgicznej i muzycznej!
Po poświęceniu kredy, kadzidła (wspaniale pachnącego bizantyjskiego kadzidła, które dosłownie w ciągu jednego dnia dostarczył nam sklep internetowy cerkiew.pl) i złotego łańcuszka jednej z koleżanek przeszliśmy procesyjnie z kaplicy do kościoła, gdzie ksiądz Piotr przy ołtarzu głównym odprawił Mszę Wigilijną (Missa in Aurora) w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego (czyli trydencką, mówiąc po ludzku). Propria do tej mszy (introit, graduał, offertorium i communio) pochodziły z Graduału Panien Klarysek z Krakowa. Zrezygnowaliśmy bowiem z propriów dominikańskich na rzecz rzymskich, aby zachować spójność liturgii, gdyż msza była odprawiana w rycie rzymskim (zakon franciszkański od początku stosował ryt rzymski).
Po Ewangelii czekała nas specialité de la maison: ksiądz Piotr odśpiewał spis dni, w których będą w tym roku wypadały ruchome święta kościelne. Dominica Septuagesimae in quinta die februarii... Poczułam się jak w średniowieczu, gdy nie było kalendarzy i zegarków, a obliczanie dat świąt było wiedzą tajemną, dostępną jedynie księżom i astronomom.
Liturgia trwała bite sześć godzin; skończyliśmy dwadzieścia po trzeciej. I mimo że w kościele było strrrasznie zimno, do końca wytrwało z nami około 30 osób! A później w nagrodę była jeszcze wyżerka: kutia, ciasta, wino, napoje.
Śpiewam chorał od siedmiu lat i nie odczuwam już tego podniecenia i tremy co dawniej. Tym razem stwierdziłam po prostu, że było normalnie. I jestem z tego powodu szczęśliwa — bo liturgia powinna być czymś codziennym, normalnym. Nawet jeśli trwa sześć godzin i kończy się o wpół do czwartej nad ranem. Po prostu śpiewamy, dajemy sobie radę, mamy księdza, który chce z nami być i celebracją liturgii służyć Panu Bogu i nam — i jest dobrze. Zapraszamy każdego, kto chce się przyłączyć. Nie tylko warszawiaków; ja na przykład dojeżdżam z Krakowa, a inna kantorka z Końskich. Ale najdzielniejszy jest i tak ksiądz Piotr Paćkowski i jego ministranci, którzy przyjeżdżają do nas z Lublina. Zjawiają się na Bielanach przed rozpoczęciem liturgii, całą noc celebrują, a nad ranem ruszają z powrotem do Lublina, bo już o 9.00 rano odprawiają mszę trydencką u siebie...
Serdecznie dziękuję wszystkim uczestnikom naszej Wigilii :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz