czwartek, 3 maja 2012

Jak żeś się najął za psa, to szczekaj jak on

Mój dziadek, przedwojenny adwokat po UJ-ocie, lubił mawiać: „Nikt ci nie każe być ... [tu wpisać dowolne określenie: pianistą, studentem, katolikiem, członkiem partii itd.]. Ale jak żeś się najął za psa, to szczekaj jak on. Dopóki jesteś w tej instytucji, przestrzegaj obowiązujących w niej przepisów i zasad. Jak ci się nie podoba, możesz się zapisać do stowarzyszenia hodowców kanarków”.
Pochodząc z prawniczej rodziny, mam równie ciasny, prawniczy umysł tudzież klapki na oczach, i uważam, że przepisów i zasad należy przestrzegać (poza przewidzianym przez Kościół i św. Tomasza wyjątkiem praw tyrańskich, sprzecznych z prawem Bożym; wtedy obowiązuje to ostatnie jako wyższe niż ludzkie). Tym bardziej przepisów powinni przestrzegać ci, którzy je stanowią i wymagają ich przestrzegania od innych.
Dlatego kiedy widzę newsa podrzuconego przez niezawodną Kronikę Novus Ordo:


scyzoryk otwiera mi się w kieszeni. Obrazek jest opatrzony odredakcyjnym komentarzem:
Darmowy wstęp za 25 zł
Czyli filharmonia „u Dominikanów
Przypomnijmy, że instrukcje Stolicy Świętej zabraniają pobierania opłat za wstęp na koncerty organizowane w świątyniach katolickich.

Na stronie KNO na Facebooku są też komentarze internautów, z których najbardziej podobał mi się następujący: „A co się dziwicie. To na biednych dominikanów. Większości z nich nawet na habit nie stać”.
Tu dygresja. Wiele osób krytykuje KNO za szyderczość, wyzłośliwianie się, brak wyrozumiałości dla błędów ludzkich, brak miłości chrześcijańskiej. Zgadzam się w teorii. W praktyce niestety ciągle okazuje się, że publiczne ujawnianie i krytykowanie łamania przepisów kościelnych i liturgicznych, i to z nazwami kościołów i nazwiskami księży, jest w obecnym Kościele polskim jedyną skuteczną metodą walki o zachowywanie ww. przepisów, dostępną szeregowym wiernym. Jacy duchowni, tacy świeccy.
A teraz kilka cytatów ze wspomnianej instrukcji. Naprawdę uważam, że nie jest w porządku, że księża (w tym zajmujący się liturgią i organizowaniem koncertów) dowiadują się ze szlachetnym zdziwieniem o jej istnieniu ode mnie. A zdarza się to dość regularnie. Czy wyobrażacie sobie adwokata, który dowiaduje się od swojego klienta o brzmieniu przepisów, nauczyciela, którego uczniowie uczą jego przedmiotu, albo lekarza, który pyta pacjenta o metody leczenia? Owszem, czasami się to zdarza, ale wszyscy dobrze wiemy, co mówimy o takim adwokacie, nauczycielu, lekarzu.

O koncertach w kościołach — instrukcja Kongregacji Kultu Bożego
(można kliknąć, całość dostępna w Internecie za darmo dla każdego)
Rzym, 5 listopada 1987

5. Zgodnie z tradycją, którą ukazuje ryt poświęcenia kościoła i ołtarza, świątynie są przede wszystkim miejscem, w którym gromadzi się lud Boży. Lud Boży, „zgromadzony w jedności Ojca, Syna i Ducha Świętego, jest Kościołem, świątynią Boga zbudowaną z żywych kamieni, gdzie w duchu i prawdzie wielbi się Ojca. Już w najdawniejszych czasach pojęciem kościół został objęty również budynek, w którym wspólnota chrześcijańska gromadziła się, by słuchać słowa Bożego, razem się modlić, przyjmować sakramenty, sprawować Eucharystię” i wielbić ją tam jako trwający nieustannie sakrament.
Tak więc kościołów nie można uważać za zwyczajne miejsce „publiczne”, mogące służyć wszelkiego rodzaju zgromadzeniom. Są to miejsca święte, przeznaczone wyłącznie i na stałe, od momentu ich konsekracji lub poświęcenia, do sprawowania kultu Bożego. [...]
Jednakże dzieje się tak tylko wtedy, gdy kościoły zachowują swoją tożsamość. Wykorzystanie kościołów do celów niezgodnych z ich przeznaczeniem zagraża właściwej im funkcji znaku chrześcijańskiej tajemnicy, wyrządzając mniej lub bardziej poważną szkodę pedagogii wiary i wrażliwości ludu Bożego. Jak bowiem mówi Pan: „Mój dom będzie domem modlitwy” (Łk 19,46). [...]
8. Użytkowanie kościołów reguluje kanon 1210 Kodeksu Prawa Kanonicznego: „W miejscu świętym dopuszcza się tylko to, co służy sprawowaniu i szerzeniu kultu, pobożności i religii, a zabrania się tego, co jest obce świętości miejsca”.
Zasada, że kościół może być wykorzystywany do celów, które nie sprzeciwiają się świętości miejsca, stanowi kryterium pozwalające otwierać podwoje kościoła przed koncertami muzyki sakralnej lub religijnej bądź je zamykać przed muzyką innego rodzaju. Wszak najpiękniejsza nawet muzyka symfoniczna sama w sobie nie jest muzyką religijną. Takie określenie musi wyraźnie wynikać z pierwotnego przeznaczenia utworów muzycznych lub pieśni, a także z ich treści. Jest niezgodne z prawem wykonywanie w kościele muzyki, która nie zrodziła się z inspiracji religijnej i została skomponowana z myślą o określonych środowiskach świeckich, niezależnie od tego, czy jest to muzyka dawna, czy współczesna, czy stanowi dzieło reprezentujące najwyższy poziom, czy też posiada charakter sztuki ludowej. [...]
10. Zezwolenie per modum actus na zorganizowanie koncertu w budynku kościoła wydawane jest przez ordynariusza. Może ono dotyczyć jednego koncertu. Wyklucza się możliwość objęcia jednym zezwoleniem większej ilości imprez, wchodzących na przykład w skład festiwalu czy też cyklu koncertów. [...]
c) wstęp do kościoła winien być wolny i bezpłatny;
d) strój i zachowanie zarówno wykonawców, jak i widzów, winny odpowiadać sakralnemu charakterowi kościoła;
e) muzycy i śpiewacy nie powinni występować w prezbiterium. Najwyższym szacunkiem należy otaczać ołtarz, krzesło celebransa i ambonę.
[...]

A zatem, pomijając opłatę 25 zł (cóż to jest w porównaniu z 200 zł za koncert Garbarka u poznańskich dominikanów kilka miesięcy temu, info tutaj), jaki to sakralny koncert odbędzie się 9 maja u krakowskich dominikanów, w bazylice Świętej Trójcy? W opisie na stronie Filharmonii Krakowskiej, organizatora, czytamy, że jest to projekt „In feminea” [Na rzecz kobiecości — dopisek mój]: „Przez stulecia szanse na twórcze życie kobiet były mocno ograniczone, zarówno przez obowiązki rodzinne, jak i obyczajowe realia Europy. Utalentowanej damie, zazwyczaj niezamężnej, do artystycznej działalności niezbędna była też determinacja oraz finansowa i społeczna niezależność. Sytuacja ta powoli zaczęła zmieniać się w XIX w., ale i tak twórczość kompozytorska kobiet była długo lekceważona. Do niedawna niewiele znaliśmy utworów przez nie stworzonych. Jednak ostatnio świat muzyczny zdaje się wypełniać tę lukę, odkrywając i z coraz większym powodzeniem wykonując ten repertuar” itd., itp. Będą zatem wykonywane m.in. „motety religijne do intymnych, namiętnych tekstów” napisane przez niejaką Izabellę Leonardę, zakonnicę.
Fakt, coś wspólnego z religią to ma ;> Nie można powiedzieć, żeby Instrukcja Kongregacji była CAŁKIEM łamana.
Problem jest bardzo poważny; nie chodzi tylko o drobne 25 zeta czy paradowanie po ulicy w T-shircie i bojówkach (krakowscy dominikanie i księża z UPJPII mają faktycznie strasznego pecha — Kraków to grajdołek i dowolny przechodzień na ul. Stolarskiej, Grodzkiej, Franciszkańskiej czy Kanoniczej natychmiast rozpoznaje każdego po facjacie). Jego istotą jest fakt, że wielu księży wybiera sobie na własną rękę przepisy kościelne, które ich zdaniem ich nie obowiązują, i mówią to głośno wszem i wobec. A jeśli nie mówią, to czynią.
Dotyczy to w pierwszym rzędzie stroju duchownego (kanon 284 kpk co prawda oddaje decyzję o formie stroju Episkopatom lokalnym i zaleca uwzględniać miejscowe zwyczaje, ale przyjmijmy, że nie obejmują one T-shirta i bojówek) oraz przepisów liturgicznych — łamanych powszechnie i na potęgę. Słyszałam nawet księży twierdzących, iż przestrzeganie przepisów kościelnych jest faryzeizmem (dla mniej biegłych w polszczyźnie: prawdziwe znaczenie słowa „faryzeizm” według Słownika wyrazów obcych PWN to: fałszywa pobożność, obłuda, hipokryzja), a ich nieprzestrzeganie — dowodem głębszej duchowości.
Rozumiem, że przepisy mogą się zestarzeć, mogą być nieżyciowe itd. — ale w takim razie należy apelować o ich zmianę. Nie można natomiast przeciwstawiać litery duchowi i mówić, że coś jest w porządku „duchowo”, mimo że łamie przepisy kościelne, bo to tylko „litera”. Kto ustanowił tę nieważną „literę”, którą można łamać? Czyż nie Kościół? Stolica Apostolska, biskupi lub powołane przez nich ciała, dla jakichś celów, zgodnie z procedurami.
Polscy duchowni ochoczo krytykują i napominają świeckich, że zachowują się w Kościele jak w hipermarkecie i wybierają na własną rękę przykazania i przepisy, które stosują, a inne odrzucają. W tzw. mediach katolickich nazywają to „pobożnością supermarketową”. A sami robią dokładnie to samo.
Uważam, że to właśnie jest jeden z najpoważniejszych obecnych problemów polskiego Kościoła. To właśnie powoduje, że świeccy przestają słuchać Kościoła i odchodzą od niego. Czemu bowiem mieliby być wierni nauczaniu Kościoła, skoro ich pasterze dają im przykład niewierności? „Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią”.
Jeśli ktoś nie jest wierny w małych rzeczach, jak może być postawiony nad wieloma?

8 komentarzy:

  1. Co do Kroniki Novus Ordo, nie jestem w stanie podziwiać ich gorliwości, ponieważ widzę w niej głównie próbę pochwycenia kogoś na słowie/geście/stroju..., wyłącznie oceny przez pryzmat rubryk (choćby najzacniejszych)..., robione pod tezę, że co dobrego może być z księży, celebrujących mszę nie po trydencku...
    Domyślam się, że trudno to ująć w normy prawne. Bo czy jest jakiś kanon zabraniający doszukiwania się w bliźnim tego co najgorsze? Ano, kanonów nie ma. A tych parę zdań z Ewangelii to pewnie norma dalsza?

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzisz, a ja widzę w gorliwości KNO co innego i dlatego wywołuje ona we mnie inne uczucia niż w Tobie. Jest to dobry przykład ilustrujący twierdzenie psychologów, że to, jakie uczucia wywołuje w nas drugi człowiek i jego zachowanie, zależy wyłącznie od tego, co o nim sądzimy w świetle naszego ustalonego systemu poznawczego (a także naszych potrzeb i pragnień), a nie od tego człowieka. Dopóki opisujemy fakty, jesteśmy w miarę bezpieczni; kiedy zaczynamy przypisywać intencje i i oceniać, wchodzimy na bardzo grząski grunt. Jest o tym mowa w kilku miejscach Ewangelii, która dla mnie jest normą bliższą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chcę oceniać, zgadzam się, że właśnie przed tym przestrzega Ewangelia. Ale z ręką na sercu - nie widzisz w KNO oceniania i wręcz natrząsania się z ludzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, czasami coś takiego się zdarza, podobnie jak czasami redaktor KNO przesadza, ale - w mojej opinii - z reguły krytykuje (owszem, ostro) zjawiska, a o ludziach pisze, że je popełniają. Zresztą drastyczny jest tylko w wypadku drastycznych nadużyć, i na to mam dobrą radę - przestać je popełniać. Zapewniam, że jak ksiądz X przestanie się przebierać za wiedźmę na pielgrzymce albo ubierać Dzieci Maryi w stroje diabełków, na ostrzu KNO się nie znajdzie. BTW, regularnie krytykujesz KNO, może czas na znalezienie chociaż źdźbła krytyki dla księży zamieniających liturgię Kościoła w knajpianą imprezę i robiących ludziom wodę z mózgu? Bo szczerze mówiąc, cały czas mam wrażenie, że Twoje wypowiedzi są jednostronne jak Gazeta Wyborcza.

      Usuń
  4. W takim razie raz a dobrze: nie popieram, a wręcz sprzeciwiam się, robieniu z liturgii szopki, wiecu politycznego, knajpianej imprezy, jako i robieniu ludziom wody z mózgu. Sądziłam, że jest to oczywiste i nie muszę Cię tu zapewniać o swoich poglądach w tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, oczywiście, jest oczywiste. Ale równowagi w wypowiedziach trzeba pilnować. W przeciwnym razie mamy efekt Gazety Wyborczej.

      Usuń
  5. Pani Dominika na pewno zna podtytuł KNO "Krótki przegląd wydarzeń z życia Kościoła posoborowego" - rozumiem, że na tej stronie z którą Pani się sympatyzuje widzi Pani równomiernie pokazane owoce Ducha Świętego w Kościele po Vaticanum II (zakładam, że tak jak anonimowy redaktor bloga jak i jego zwolennicy są w pełni zgodni co do tego, jak podkreśla bardzo często Benedykt XVI) jak również nie przemilczane ludzkie grzechy (czasem bardzo wielkie a czasem zwykłe słabości) ale stosunek, ten jest przy najmniej 50% na 50% bo tego właśnie wymaga rzetelność kronikarska.
    Czy jednak się może mylę, że tak nie jest?

    Nie jest tajemnicą, że gdy jeden ze współautorów swego czasu wycofując się z tej działalności wykasował wszystkie swoje posty - pytanie czemu: czy było w nich coś niestosownego i wstydliwego a może zwyczajnie niechrześcijańskiego?

    Nie poziom Gazety Wyborczej a raczej zwykłego tabloidu jest poziomem KNO - przecież i tabloidu przedstawiają jakieś fakty z życia, czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęść Boże.
      1. Jeśli chodzi o mój stosunek do KNO, to przedstawiłam go w treści artykułu i nie widzę potrzeby go powtarzać. Nie pamiętam, żebym mówiła tam coś o sympatii.
      2. Porównanie z tabloidem wydaje mi się o tyle chybione, że AFAIK redaktor KNO nie czerpie ze swojej strony milionowych zysków, nie włamuje się do skrzynek pocztowych, nie przekupuje ochroniarzy, nie generuje fałszywych wiadomości, a tylko wykorzystuje publicznie dostępne prawdziwe. Jeśli już, jego działalność kojarzy mi się raczej ze szwajcarskim zwyczajem donosów obywatelskich chroniących społeczność, satyrycznymi rubrykami wyśmiewającymi polityków typu ktośtam i Mazurek albo ścierwojadami - obrzydliwymi, ale koniecznymi dla zdrowia i higieny. Gdzie padlina, tam gromadzą się i sępy. Rozumiem, że witryna zgłaszająca nadużycia jest zawsze niewygodna i wielu marzy, aby jej nie było, a także zwalcza osoby ją prowadzące (w niektórych miejscach świata stosuje się bardziej drastyczne metody). Naprawdę, najlepszą metodą pozbycia się takiego ścierwojada jest nie dostarczać mu żeru. Nie byłoby tej witryny, gdyby nie gorszenie (w obu znaczeniach wyróżnionych przez św. Tomasza) wiernych świeckich przez duchownych. Myślę, że rzeczony redaktor będzie bardzo wdzięczny, jeśli motywowany swoim niepokojem o chrześcijańskość jego zachowania ojciec odprawi mszę w intencji jego i innych osób zgorszonych, i za naszych gorszycieli, a także o wynagrodzenie za obrazy wyrządzane Panu Bogu - to będzie najbardziej chrześcijańskie rozwiązanie i nie wątpię, że rzeczony redaktor wyniesie z tego największą korzyść.
      3. Jeśli chodzi o prywatne porachunki i anse, o których ojciec wspomina, bardzo proszę je załatwiać w cztery oczy z osobą, do którą ojciec czy inna osoba ma pretensje, jest na to mała ściągawka w Ewangelii, a nie załatwiać ich przez publiczne wywlekanie prywatnych nieporozumień i oczernianie kogoś za plecami. Mam od lat zasadę, że treść tego rodzaju doniesień, a także nazwisko usłużnego informatora, natychmiast przekazuję osobie zainteresowanej.
      4. Kończę wątek z mojej strony, ponieważ dotyczy pobocznej i mało ważnej dygresji, zajmującej może 5% mojego tekstu, który w większości poświęcony był bardzo poważnym problemom w Polsce, m.in. przyczynom odchodzenia ludzi od wiary i Kościoła wskutek braku wiarygodności wielu kapłanów. Jest dla mnie dowodem jakiejś aberracji i kiepskiego stanu Kościoła, że poważnych problemów, opisanych w moim czy innych tekstach, się nie dyskutuje i nie rozwiązuje, a za to wałkuje się tematy zastępcze. Z Panem Bogiem!

      Usuń