niedziela, 5 sierpnia 2012

Okulary Traugutta

Dzisiaj nie będzie o liturgii, tylko o patriotyzmie i historii narodowej. Niby wydaje się, że nie pasuje to do ogólnej tematyki tego blogu, a jednak moim zdaniem gdzieś głęboko te dwie rzeczywistości się łączą. Tak zostałam wychowana, czy też uformowana. Jednym z istotnych czynników wpływających na tworzenie się mojego światopoglądu było środowisko Szczepu 1 Warszawskich Drużyn Harcerskich „Czarna Jedynka” im. Romualda Traugutta, który działał przy VI LO im. Tadeusza Reytana.
Dzisiaj przypada rocznica śmierci Traugutta w egzekucji w pobliżu Cytadeli Warszawskiej. Teraz w tym miejscu, przy ulicy Konwiktorskiej, znajduje się park jego imienia i stoi krzyż upamiętniający egzekucję pięciu przywódców Powstania Styczniowego, członków Rządu Narodowego: Romualda Traugutta, Rafała Krajewskiego, Józefa Toczyńskiego, Romana Żulińskiego i Jana Jeziorańskiego, 5 sierpnia 1864 roku. Kiedy byłam w „Czarnej Jedynce”, w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, spotykaliśmy się pod krzyżem Traugutta na święcie szczepu.
Romuald Traugutt jest dziś postacią niemal zapomnianą. Tymczasem to on właśnie pokazuje, jak patriotyzm i liturgia — a szerzej pobożność — mogą się ze sobą łączyć. Dyktator Powstania Styczniowego był człowiekiem tak głęboko i autentycznie pobożnym, a jego świeckie życie (zawodowy wojskowy) było tak przeniknięte wiarą, tak bardzo kierował się w postępowaniu motywami ewangelicznymi, że wiele ludzi i środowisk od lat postuluje otwarcie jego procesu beatyfikacyjnego. Ja też uważam, że byłoby to bardzo pożądane. Traugutt byłby dla świeckich świetnym patronem i wzorcem duchowości — na miarę Pier Giorgia Frassatiego, Karoliny Kózkowny czy państwa Martin, rodziców świętej Teresy od Dzieciątka Jezus.
1 WDH „Czarna Jedynka” im. Romualda Traugutta — obchody stulecia istnieniaByłoby to tym bardziej cenne, że Traugutt był niezwykle rzadkim przykładem polskiego patrioty, dla którego Polska nie stała się nadrzędną wartością wypierającą de facto Boga z pierwszego miejsca, a religia nie stała się protezą działalności narodowej. Bóg był zawsze na pierwszym miejscu, więc wszystko inne było na swoim miejscu. Dlatego też Traugutt nigdy nie popadł w błąd, który popełniło bardzo wielu przywódców innych polskich powstań — takiego zaślepienia uczuciami patriotycznymi i entuzjazmem dla narodowej sprawy, takiej szlachetnej naiwności i zuchwałej ufności w Bożą Opatrzność, że tracili wszelką umiejętność racjonalnej oceny sytuacji politycznej i wojskowej, i sprowadzali na naród jeszcze gorsze nieszczęścia. Zapominali bowiem, że Ewangelia nakazuje być niewinnymi jak gołębice, ale roztropnymi jak węże.
Jestem wychowana w szkole Romualda Traugutta. Patrzę przez jego okulary, o których mówi redaktor naczelny „Christianitas” Paweł Milcarek, mój współdruh z „Czarnej Jedynki”, w tekście, który załączam poniżej. Okulary Traugutta kształtują moje patrzenie i na Polskę, i na liturgię jako źródło i szczyt życia chrześcijańskiego. Tekst ten to wystąpienie Pawła podczas obchodów stulecia naszego szczepu w październiku ubiegłego roku, pod krzyżem Traugutta. Podaję go za Rebelya.pl. O historii „Czarnej Jedynki” możecie dowiedzieć się więcej z wystąpienia Marcina Gugulskiego. 1 WDH istnieje nadal i ma swoją stronę internetową. Zapraszam też do obejrzenia zdjęć z obchodów w mojej galerii na Picasa Web Album.

Wystąpienie Pawła Milcarka pod krzyżem Traugutta w Warszawie w setną rocznicę powstania 1 WDH „Czarna Jedynka”

Na chwilę przed swoją śmiercią na szubienicy Traugutt zdjął okulary i odrzucił je, już mu niepotrzebne. Okulary te mają swoją dalszą historię — zostały podniesione jak relikwia, przekazywano je sobie potem jak jedną ze świętości, wędrowały po świecie.
Oficjalni patroni dzielą się na niegodnych, karłowatych — i prawdziwych. Niegodnych zwykle się narzuca — i bywało, że w naszych szkołach itp. mieliśmy takich „patronów”, których się czuło jak but postawiony na karku leżącego. Są też patroni karłowaci, czyli tacy, których ludzie sobie wybierają ze świadomością ich przeciętności, czy wręcz bylejakości — po to, żeby nie musieć ani czcić, ani szanować takiego „patrona”, traktowanego wyłącznie jako ktoś „taki sam jak my”. Inaczej jest z patronami prawdziwymi: tych przyjmujemy w akcie swoistej odwagi, zestawiając nasze życie z ich bohaterstwem. Do takiego patrona idzie się „pod górę” — po przykład, po świadectwo, po naukę.
Tak jest z Romualdem Trauguttem, który od początku i nieprzerwanie jest patronem „Czarnej Jedynki”, przez sto lat jej historii.
Jak my patrzymy na Traugutta, jaki jego obraz panuje w naszej wyobraźni? W słynnym opisie egzekucji członków Rządu Narodowego Mikołaj Berg relacjonował na kartach Zapisków o powstaniu polskim, że nasz patron zachowywał się w swych ostatnich chwilach z wyjątkowym opanowaniem, niezwykłym zwłaszcza na tle ludzkich reakcji innych. Czytamy też, że postawiony pod szubienicą, w ostatniej chwili złożył ręce i podniósł oczy do nieba — i w tej pozycji zastygł także wtedy, gdy go powieszono.
Sam ten obraz zawiera powód do szacunku i pouczające przesłanie. A jednak jakże łatwo byłoby i z niego zrobić płaską wycinankę. Nie wolno tego zrobić człowiekowi w rzeczywistości tak wielowymiarowemu jak Traugutt.
Popatrzmy na niego jeszcze raz. Oto powstaniec, a nawet dyktator powstania — który „nikomu powstania nie doradzał”, lecz przystał do niego, widząc, że nie godzi się stać z boku, gdy inni w sąsiedztwie ryzykują w tym poświęceniu narodowym wszystko; a przywódcą zostawał wtedy, gdy inni, na początku gorętsi, pakowali manatki. To Traugutt.
Oto dyktator doskonale świadomy minimalnych szans zwycięstwa — a przecież daleki zarówno od desperacji, jak i od opuszczania rąk; gdy wszedł w tę walkę, użył w niej całej swej wiedzy, całego zmysłu oficerskiego, działając i zagrzewając innych gorącymi słowami. To też Traugutt.
A teraz: konspirator nurkujący w sam wir niebezpiecznego życia — i na każdym jego etapie pamiętający i tkliwy dla swoich najbliższych, żony i córek; choć w końcu nie umknął szpiclom, to do końca nie dał się pochwycić złudzeniom „niebezpiecznego życia”. To również Traugutt.
I w końcu: gorący patriota, dający wszystkie swoje siły i życie w sprawie wolności i niepodległości naszej ziemi — a przecież na pierwszym miejscu stawiający zawsze Dobro wieczne spoza granic tego świata, z tą głową zadartą ku innemu światu, nie tylko w chwili umierania. To także i z pewnością jest Traugutt, sługa Boży.
Jak zatem mamy uczcić, wspominać, naśladować tego człowieka, naszego patrona? „Jedynka” stała się jego żałobnikiem. Pamiętam, jak w latach 80. Ludzie w Polsce pytali nas: „te czarne chusty to z powodu stanu wojennego nosicie?” A my nosiliśmy je — Wy je dziś nosicie — jako zadaną nam żałobę po Traugucie i po tamtym powstaniu.
Na tym również polega nasz obowiązek: że dosłownie nosi się na karku pamięć o tamtej walce – i o beznadziei, która nastąpiła po klęsce, czarnej jak noc. Wtedy to, w 1870 pisała w liście pewna pani o popowstaniowym pokoleniu: „smutno jest zaiste widzieć młodzież naszą tak nędznie wyrosłą duchem — tak przedwcześnie zestarzałą zda się że w dziecięctwie potargali już illuzyje życia — tak im obce wszystko co wielkie — co święte — żal mi jednak potępiać ich przede sobą — tak ślepo wierzę w cnoty ich dziadów, że niepodobna mi przypuścić żeby ta dziatwa skarłowaciała zerwała całkiem z swoją przeszłością…” Tak ciemno było! A przecież potem przyszło „nowych ludzi plemię”, tych z PET-u i ZET-u, z Legionów i Armii Ochotniczej 1920, tych z historii, która mieści się w naszym jubileuszu stulecia. Kolor naszych chust to zawsze przypomnienie strasznej chwili, od której trzeba się było odbić potężnym wysiłkiem, mocą odrodzonej nadziei.
Na chwilę przed swoją śmiercią na szubienicy Traugutt zdjął okulary i odrzucił je, już mu niepotrzebne. Okulary te mają swoją dalszą historię — zostały podniesione jak relikwia, przekazywano je sobie potem jak jedną ze świętości, wędrowały po świecie. Są muzealnym eksponatem — ale przede wszystkim jakimś dziedzictwem. Dziś, gdy stoimy pod Krzyżem Traugutta, myślę, że każdy powinien odważyć się ich użyć. Nie wszyscy z nas są okularnikami — a jednak każdemu przydałoby się spojrzenie przez szkła okularów Traugutta: na Polskę, na siebie, na najbliższych, nawet poza ten świat.
Sądzę, że jest właśnie tak: że jesteśmy tu, aby podnieść do naszych oczu okulary Traugutta — przyłożyć do naszych umysłów jego sposób pojmowania. I wrócić potem do naszych zwykłych zajęć, z odkryciami i korektami, które pochodzą od naszego patrona.
Czuwajmy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz