czwartek, 23 stycznia 2014

Czy biskupowi diecezjalnemu przyrzekasz cześć i posłuszeństwo?

Histeria wśród znajomych tzw. aktywnych katolików wokół opublikowania prywatnych notatek Jana Pawła II osiągnęła taki poziom absurdu, że przestałam już się dziwić i tylko się śmieję.
W godzinie czytań w ostatnią niedzielę czytaliśmy fragment z listu św. Ignacego Antiocheńskiego, biskupa i męczennika, do Efezjan, a w nim między innymi:
„Wszelkimi sposobami trzeba wam wielbić Jezusa Chrystusa, który was uwielbił, abyście zjednoczeni w tym samym posłannictwie, to jest, poddani biskupowi i prezbiterom, osiągnęli pełnię świętości... Ponieważ jednak, gdy o was idzie, miłość nie pozwala mi milczeć, dlatego uprzedziłem was i zachęcam, abyście jednoczyli się w spełnianiu woli Boga... Dlatego trzeba, abyście pozostawali w jedności z waszym biskupem, co też zresztą czynicie. Wasze czcigodne prezbiterium, czcigodne wobec Boga, złączone jest tak z biskupem, jak struny cytry. W jednomyślności i zgodnej miłości wznosi się pieśń ku chwale Jezusa Chrystusa. Każdy z was niechaj stanie się członkiem takiego chóru, abyście jednomyślni zgodą, podejmując harmonijnie melodię Bożą jednym głosem, śpiewali Ojcu przez Jezusa Chrystusa. Wtedy wysłucha was i pozna po dobrych waszych czynach, że należycie do Jego Syna. Trwajcie przeto w nienaruszonej jedności, abyście mieli trwałe uczestnictwo w Bogu. Jeśli ja sam w krótkim czasie zawarłem z waszym biskupem tak serdeczną znajomość, nie według ciała, lecz duchową, o ileż bardziej was uznaję za szczęśliwych, którzy z nim tak ściśle złączeni jesteście jak Kościół z Jezusem Chrystusem, jak Jezus Chrystus z Ojcem w doskonałej harmonii jedności. Niechaj nikt nie błądzi: jeśli ktoś znajduje się z dala od ołtarza, pozbawia się Bożego chleba”.
Wielu jest takich, co do kościoła na mszę przychodzą, albo nawet ją sprawują, ale w sercu są odłączeni, bo jedności ze swoim biskupem nie mają. I wtedy, zgodnie ze słowami św. Ignacego, nie mogą liczyć na świętość, owoce Bożego chleba i poznanie, że należą do Jego Syna.
Należę do pokolenia, które pamięta wojnę z Kościołem toczoną przez komunistów. Było jasne, że diabeł rękami komunistów uderza przede wszystkim w biskupów z kardynałem Wyszyńskim, a potem Glempem na czele. Bo jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. Kościół niszczy się przede wszystkim, rozbijając więź wiernych z hierarchią. Uderz pasterza, aby się rozproszyły owce. I dlatego dla wszystkich patriotów (nawet spoza Kościoła, bo moja rodzina na przykład była niereligijna i tradycyjnie antyklerykalna, ale w tej sprawie miała dokładnie to samo zdanie) było jasne, że należy stać przy kardynale Wyszyńskim. Tak samo jak było jasne, że komuniści mogą z kolei liczyć na tzw. inteligencję katolicką, środowiska różnych „Znaków” i „Tygodników Powszechnych”, gdy chcą w biskupów uderzyć.
W sumie niewiele się zmieniło, a nawet nic; zło z biegiem czasu tylko narasta. Dzisiaj już nawet komunistów nie trzeba, bo całą rozbijacką robotę w Kościele wykonują dla diabła sami ludzie Kościoła.
Ja naprawdę mam już dosyć wysłuchiwania od znajomych księży drwin, szyderstw i pogardliwych ocen biskupów. Pojedynczo i całego Episkopatu do kupy. I czynią to ci sami ludzie, którzy mają wielkie pretensje do części tradsów-jastrzębi, że atakują papieża Franciszka i wyśmiewają się z niego. Jasne, jest to zgroza, ale kto ich tak wymodelował? Wy sami, gdy wyśmiewaliście się z biskupów, a część z was także z poprzedniego papieża, Benedykta. Niedawno dowiedziałam się, że Sienkiewicz ostrzegał cesarza Wilhelma, iż jeśli łamie prawa nadane Polakom w Księstwie Poznańskim przez jego ojca i dziada, to doczeka tego, iż jego właśni poddani, nauczywszy się, że zobowiązań nie trzeba dotrzymywać, zrzucą go z tronu. I tak się stało. A wy wszyscy przysięgaliście swemu biskupowi cześć i posłuszeństwo. I jak w przypadku przysięgi małżeńskiej, nie było potem: Jeśli jest mądry, jeśli go lubię, jeśli ma takie poglądy jak ja, jeśli nie grzeszy i mnie szanuje... I jeśli wymagacie od ludzi świeckich wypełniania ich przysiąg, to czy nie osłabia waszego głoszenia, jeśli ci ludzie widzą, jak traktujecie własną przysięgę wobec swojego biskupa?
Najbardziej nieznany sobór to ten Watykański II. Zapraszam do czytania już nie tylko Sacrosanctum Concilium czy Unitatis redintegratio (by dowiedzieć się, jak NAPRAWDĘ powinien wyglądać ekumenizm), lecz i Presbyterorum ordinis: dekret o posłudze i życiu kapłanów. Polecam taką zabawę świeckim: poczytajcie i zobaczcie, jak kapłani wokół was wypełniają ten dokument, zwłaszcza właśnie w odniesieniu do osób biskupów. (Przy okazji warto też zapoznać się z Apostolicam actuositatem, dekretem o apostolstwie świeckich, i dowiedzieć się, jaka jest naprawdę ich rola w Kościele. Czy na pewno mają rozdawać komunię, głosić rekolekcje, jeśli nie mają z jakiegoś szczególnego tytułu misji kanonicznej, prowadzić rozważania podczas nabożeństw...)
A teraz przez katolicki internet przechodzą nawoływania, by nie kupować tej książki, i nawet tradsi zjednoczyli się w tej sprawie z „Kościołem otwartym”. (Pytanie: co może połączyć tradycjonalistów i „Kościół otwarty”? Odpowiedź: nieposłuszeństwo i pogarda wobec swego biskupa. Gratuluję.)
Inni Katoni bezinteresowności mają z kolei za złe, że biskupstwo krakowskie na tej książce zarobi. Nierzadko ci sami, którzy niedawno gardłowali, że Kościół ma moralne prawo dusić państwo o wszelkie odszkodowania, wysądzać złocisze składane przez dzisiejszych podatników (a nie sprawców nacjonalizacji i ich spadkobierców) do kasy państwowej, gdy nie ma w niej środków na odszkodowania dla zabużan i pozostałych świeckich ofiar komunizmu, na dotacje do służby zdrowia i samorządów; a z odzyskanych nieruchomości wyrzucać szkoły, szpitale i emerytów. (Bo święte prawo własności. Naprawdę, według Ewangelii, święte i bezwzględnie ważniejsze niż inne prawa?) A parę złotych uczciwie zarobione za dobrą książkę, która przyniesie ludziom słowa wiary, to granda.
I jeszcze jeden moment mnie w tym wszystkim uderza: pewne siebie przekonanie, że mam wiedzę, mądrość, umiejętności, doświadczenie czy co jeszcze, które pozwalają mi, i dają mandat, aby recenzować, oceniać, osądzać czyny i słowa mojego zwierzchnika w Kościele, biskupa (czy innego prawnie ustanowionego przełożonego), zdradza po prostu pychę. Starą, dobrą pychę, jeden z siedmiu grzechów głównych. Któż cię ustanowił recenzentem Twojego zwierzchnika w Kościele? Kto tu komu ma okazywać cześć i posłuszeństwo, kto ma kogo prawo oceniać i recenzować?
Nawiasem mówiąc zresztą, tym razem sprawa jest oczywista. Nasze świątynie są pełne wspaniałych grobowców i relikwiarzy świętych, którzy umierając, błagali, by pochować ich pod nogami i nie dawać nawet napisu, tak aby ich grób został zapomniany. Podobnie osoby umierające w opinii świętości często prosiły, by spalić ich notatki i pisma. Przykładowo, św. Teresa z Avili stawiała ostry warunek, aby jej pisma nie były udostępniane na zewnątrz, a w wielu listach wydawała polecenie adresatom, by je od razu spalili. Podobnie św. Jan od Krzyża. Teresa od Dzieciątka Jezus chciała, by pewne jej zapiski były dostępne tylko dla rodzonych sióstr w zakonie. A jednak biskup miejsca wydał polecenie, by zostały ujawnione, i matka Agnieszka (Paulina), siostra Teresy i wydawczyni jej pism, posłuchała go. Bo sama była pokorna i święta.
I jest dla mnie oczywiste, że mądrość Kościoła i jego hierarchów — ze święceniami biskupimi i pełnią kapłaństwa wiążą się dodatkowe łaski, o czym wierni świeccy, i niestety także niektórzy prezbiterzy w dzisiejszych czasach zdają się najczęściej w ogóle nie pamiętać — polega na tym, że wiedzą, kiedy próśb takiej osoby należy nie wysłuchać. I jest to ewidentne, zwłaszcza gdy jeszcze za życia ta osoba ma tak widoczną świętość, iż wiadomo, że proces beatyfikacyjny, w którym zbiera się wszystkie pisma sługi Bożego, jest tylko kwestią czasu. Bo święty jest dla Kościoła, przestaje być osobą prywatną.
To jest sentire cum Ecclesia i słuchanie bardziej Pana Boga niż ludzi. Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie. I jestem gotowa się założyć, że w każdym z tych ludzi było tyle pokory i posłuszeństwa wobec Kościoła — w odróżnieniu od ludzi myślących w kategoriach świata, nawet jeśli codziennie bywają w kościele albo noszą przy sobie celebret — skoro byli świętymi, że gdyby wiedzieli, że Kościół, w osobie biskupów czy innych prawnie ustanowionych przełożonych kościelnych zadecydował inaczej, z radością i ochoczo by się na to natychmiast zgodzili. I co więcej, publiczne (czy nawet w sercu) krytykowanie swojego biskupa każdy z nich odbierałby jako ciężki grzech i zgorszenie, za które winowajca powinien zadośćuczynić Panu Bogu i Kościołowi.
Ale żeby myśleć w kategoriach, w jakich myślą święci, trzeba na co dzień czytać pisma świętych. Inne książki, gazety i serwisy można za to pominąć, zwłaszcza że naklejka „katolickie” niczego dzisiaj już niestety zdaje się nie gwarantować... Czytać świętych: kanonizowanych, beatyfikowanych, sługi Boże. Wszystko, co powiedzieli i napisali, a co zostało udostępnione przez Kościół.

Ps 1. Z góry uprzedzam, że następny post komentujący ataki na swojego biskupa, szczególnie ze strony prezbiterów, będzie nosił tytuł: „Palikociarnia w Kościele”.
Ps 2. Kilku recenzentów odpowiedziało od razu na krytykę, że przecież w historii zdarzało się, że święci nie zgadzali się z biskupami, krytykowali ich i mieli rację. Respondeo pół żartem: jak będziecie mieli więcej objawów świętości, przestanę was krytykować za atakowanie biskupów.
Ps 3. Na pewno niejeden zgorszony, co zadeklarował w proteście, że nie będzie tej książki czytał, zostanie jej posiadaczem. Dostał ją dzisiaj na konferencji prasowej w kurii albo może ktoś mu kupi. Proszę: niech mi ją podaruje.

Kardynał Stanisław Dziwisz, mój biskup (w kąciku, koło choinki), podczas mojej promocji doktorskiej. Jeden z długiego szeregu biskupów krakowskich. W jego postaci uosabia się Tysiąc lat Kościoła krakowskiego, tysiąc lat chrześcijaństwa w Polsce. Podobnie jak w osobie prezydenta kraju majestat Rzeczypospolitej. Człowiek: ułomny, grzeszny, słaby, być może nieumiejętny, jest symbolem wartości, jaką jest ojczyzna niebieska lub ziemska. Jeśli wydaje ci się, że nie robi tego właściwie, to módl się za niego, a nie ujadaj. (Biada zakonowi, co wychował takie monstrum, które ujada na arcybiskupa, mówił niedawno Ksiądz Tymoteusz...). I pomyśl, czy ty byłbyś lepszy na jego miejscu.

2 komentarze: