piątek, 24 maja 2013

Chwalebny samokrytycyzm

„Dobroć Boża w swej niezgłębionej mądrości najczęściej ma zwyczaj odwlekać udzielanie dobra, nie po to, aby go pozbawić, lecz by w odpowiednim czasie ujawniło się ono z jeszcze większą korzyścią. Czy to więc dlatego, że Bóg w swojej Opatrzności postanowił, że tak będzie lepiej dla Kościoła, czy też z powodu wielu różnych opinii na ten temat, niektórzy postępujący drogą prostoty, lecz pozbawieni roztropności uważali, że wystarczy, by nieśmiertelna pamięć o słudze Najwyższego Pana, założycielu Zakonu zwanego Kaznodziejskim, świętym Dominiku, znana była tylko Bogu, i że nie należy starać się o to, by dowiedzieli się o niej ludzie.
Inni natomiast myśleli odmiennie: jednak ogarnięci duchem małoduszności, bali się tamtym sprzeciwić. I stało się tak, że chwała świętego Ojca Dominika przez prawie dwanaście lat pozostawała w uśpieniu, bez żadnej czci. Skarb leżał bezużytecznie w ukryciu. Moc Dominika ujawniała się często, lecz tłumiło ją niedbalstwo jego synów”.
Z listów bł. Jordana z Saksonii, drugiego generała zakonu
Dzisiaj w zakonie dominikańskim obchodzone jest święto (właściwie wspomnienie, ale cieszmy się, że się uratowało, i to pod własną datą :P) przeniesienia relikwii św. Ojca Dominika. Zamieszczony wyżej cytat pochodzi z opisu tych wydarzeń, pozostawionego przez następcę świętego Dominika i czytanego dzisiaj w Godzinie czytań. Nieco więcej można się dowiedzieć z „Książeczki o początkach Zakonu Kaznodziejów”, również autorstwa Jordana:
„Skarb leżał bezużytecznie w ukryciu, i wykradano dobra, pochodzące od tego, kto udzielał mocy z wysoka. Sprawiedliwość zaś domagała się tego, aby zabrano łaskę tym, którzy łaskę i chwałę Bożą starali się ukryć. Ziarno nie wydałoby bowiem owocu, gdyby po zrodzeniu zostało podeptane. Moc Dominika ujawniała się często, lecz tłumiło ją niedbalstwo jego synów. Pan, który jest cierpliwy i wielkiego miłosierdzia, czekał cierpliwie, ale skoro nie słychać było ani głosu, ani pomysłu na to, w jaki sposób oddać świętemu Bożemu, Dominikowi, należną cześć, znalazł okazję, by wyrwać braci z bezczynności. [...] Zaniedbano jednak i to, a gdy bracia prowadzili długie rozmowy na temat odpowiedniego sarkofagu [jakie to dominikańskie, hi hi, czyż nie? — przyp. mój], inni zwrócili się do papieża Grzegorza i powiadomili go o ciągnącym się przedsięwzięciu. On zaś, jako że był mężem bardzo gorliwym i o głębokiej wierze, skarcił ich bardzo surowo za zaniedbanie należnej posługi czci wobec tak wielkiego Ojca. [...] Wszechmogący Bóg, chcąc za sprawą pasterza Kościoła powszechnego rozpędzić obłoki gnuśności, sam otworzył swoją rękę z wysokości i zagrzmiał z nieba rozgłosem cudów...”
Libellus nr 123-126
Dzięki tym wszystkim interwencjom do podniesienia relikwii (i to kanonicznego) w końcu jednak dochodzi w dniu 24 maja 1233 roku:
„Nadchodzi wreszcie sławny dzień uroczystego przeniesienia wielkiego nauczyciela! Przybywa czcigodny arcybiskup Rawenny i wielka liczba biskupów i prałatów. Przybywa mnóstwo pobożnych ludzi z różnych narodów. Przybywają zbrojne hufce bolończyków czuwających nad tym, aby nie odebrano im opieki nad świętym ciałem. Bracia stoją niespokojnie, bledną i modlą się z lękiem, drżąc ze strachu tam, gdzie bać się nie ma czego. Lękają się, by ciało świętego Dominika, tak długo wystawione na działanie deszczu i upału, złożone w lichej trumnie, nie okazało się pełne robactwa, jak każdego innego śmiertelnika...”
Proszę zwrócić uwagę na opis entuzjastycznego zachowania duchowieństwa niedominikańskiego i przede wszystkim laikatu w porównaniu z reakcją samych braci. Trzęsą się oni ze strachu, czy nie będzie wtopy, bo nie ufają tak do końca, iż ich ojciec udowodni swoją świętość (poprzez cudowne zachowanie ciała); tymczasem wierni świeccy czczący Dominika i doznający jego cudów (ich opis zajmuje w Libellusie długi akapit) przybywają tłumnie pod bronią, gotowi zbrojnie walczyć o ciało świętego, czczonego gorliwie przez całe miasto (nie licząc klasztoru dominikanów) i przyciągającego do niego tłumy pielgrzymów. Oczywiście wszystko kończy się dobrze:
„Po zerwaniu nagrobnej płyty z otworu zaczyna się wydobywać przedziwny zapach, którego woń zadziwia wszystkich tam stojących. Zdumiewają się obecni i przerażeni tym upadają na ziemię. Potem słychać pełen słodyczy płacz, mieszający się z radością. Słodycz cudownego zapachu sprawia, że w przestrzeni ducha rodzą się strach i nadzieja, a ci, którzy odczuwają słodycz przedziwnego zapachu, toczą cudowne boje. I my czuliśmy słodycz tej woni i świadczymy o tym, co żeśmy widzieli i czuli”.
Jak widać, pewna dezynwoltura i opieszałość w propagowaniu czci swoich świętych i, szerzej, pielęgnowaniu własnej historii i tradycji cechuje Zakon Braci Kaznodziejów od samego początku. Warto zatem przypomnieć ten chwalebny samokrytycyzm drugiego generała dominikanów dzisiaj, gdy jesteśmy w podobnej sytuacji, jeśli chodzi o jeden z największych skarbów Zakonu, jakim jest jego własna liturgia (ustanowiona przez świętego Dominika i jego bezpośrednich następców). Znowu, tak jak w latach 30. XIII wieku, bracia dominikanie trzymają skarb bezużytecznie w ukryciu, podczas gdy wierni świeccy walczą o dostęp do świętych dóbr, a ich starania wspierają swymi dokumentami najwyżsi pasterze Kościoła:
„Trzymając się wiernie Tradycji, Sobór święty oświadcza, że Matka Kościół uważa za równe w prawach i godności wszystkie prawnie uznane obrządki; chce je na przyszłość zachować i zapewnić im wszechstronny rozwój. Pragnie też, aby w miarę potrzeby zostały one roztropnie i gruntownie zmienione w duchu zdrowej tradycji oraz aby im nadano nową żywotność, stosownie do współczesnych warunków i potrzeb” (wytłuszczenia moje).
Sobór Watykański II, Konstytucja o liturgii świętej, nr 4
„W dziejach Liturgii występują rozwój i postęp, ale nie ma żadnego zerwania. To, co dla poprzednich pokoleń było święte, również dla nas pozostaje święte i wielkie i nie może być nagle całkowicie zakazane lub, tym bardziej, uznane za szkodliwe. Wszystkim wyjdzie na dobre zachowanie bogactw, które wzrastały w wierze i modlitwie Kościoła, i przyznanie im należytego miejsca”.
Benedykt XVI, list do biskupów dołączony do motu proprio Summorum pontificum
Niezrównany ojciec Marek Pieńkowski mawia w takich sytuacjach: „I Duch Święty nie pomoże, gdy kler niszczy dzieło Boże”. A jednak coś się pomału zaczyna dziać, i to we właściwym kierunku. Święty Ojciec Dominik, jak bezpośrednio po swojej śmierci, tak i dzisiaj nie przestaje działać. Obiecał bowiem swoim synom, że będzie ich wspierał, a oni mu to po dominikańsku co wtorek wypominają, śpiewając nadal (przynajmniej w konwencie Świętej Trójcy w Krakowie) responsorium z formularza liturgicznego obchodu św. Dominika, O spem miram:
„Jakże cudowną nadzieję dałeś tym, którzy nad Tobą płakali w ostatniej godzinie,
gdy przyrzekłeś, że po śmierci wspierać będziesz swoich braci.
Ojcze, spełnij swoje słowa, wspieraj nas modłami swymi.
Ty, który cudownie leczyłeś z chorób ludzkie ciała,
wyjednaj nam łaskę Chrystusa, ulecz nasze słabości.
Ojcze, spełnij swoje słowa, wspieraj nas modłami swymi”.
Od niedawna w Krakowie ponownie ruszyły, po przerwie na posoborowy „postęp”, cotygodniowe msze wotywne do świętego Dominika. Może zatem doczekamy się również przywrócenia nabożeństwa 15 wtorków do świętego Dominika, a przede wszystkim celebracji Mszy w rycie dominikańskim. Ufam w to, wierząc uparcie świętemu Ojcu, że spełni swoją obietnicę ;)
Kantorzy krakowscy pod kierunkiem ojca Grzegorza Przechowskiego nagrali responsorium O spem miram dla potrzeb bloga powołaniowego wikariatu Rosji i Ukrainy, prowadzonego przez mojego przyjaciela Ireneusza Pogorelcewa OP. Ich pięknego wykonania można wysłuchać tutaj. A kto rozumie po rosyjsku, może także czytać i samego bloga, noszącego nazwę „Droga w czarno-białych kolorach”. Irek regularnie zamieszcza na nim interesujące materiały z zakresu historii, tradycji i duchowości zakonu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz