W pewnym sensie w Krakowie znajdują się trzy katedry. Zgodnie bowiem ze starą chrześcijańską zasadą liturgia sprawowana w katedrze — wyjątkowo godna, uroczysta i piękna ze względu na udział swego pasterza i zgromadzonego wokół niego duchowieństwa — jest wzorem dla całego lokalnego Kościoła.
Dosłownie rzecz biorąc, katedra biskupia — matka krakowskiego Kościoła — jest oczywiście jedna; a sprawowana w niej liturgia jest rzeczywiście na bardzo wysokim poziomie i z pewnością warto by było, aby naśladowano ją w innych kościołach archidiecezji. Jednak ma ona także dwie córki: kościoły św. św. Piotra i Pawła w opactwie tynieckim i Świętej Trójcy w samym historycznym Krakowie, które również są wybitnymi ośrodkami liturgicznymi. Pierwszy z nich związany jest z tradycją mniszą, benedyktyńską; drugi zaś — z kanoniczą, dominikańską. W obu tych tradycjach zakonnych sprawowana bez ustanku wspólna modlitwa liturgiczna jest centrum życia duchowego i źródłem całej działalności zewnętrznej.
W obu kościołach, bez wątpienia dzięki impulsowi nadanemu przez pontyfikat papieża Benedykta, poziom sprawowanej liturgii znacznie w ostatnich latach się podniósł. Dominikanie krakowscy i benedyktyni tynieccy, współpracujący zresztą ze sobą (Dominikański Ośrodek Liturgiczny wspólnie z opactwem tynieckim organizują co roku w Tyńcu ogólnopolskie spotkanie środowisk zaangażowanych w odnowę liturgiczną), włożyli duży wysiłek w oczyszczenie swojej liturgii z niechlujstw i naleciałości, przestrzeganie przepisów liturgicznych, pielęgnowanie tradycji i zwyczajów, podniesienie jakości śpiewu, czynności i gestów liturgicznych. Dotyczy to szczególnie oficjalnej liturgii klasztornej: Mszy konwentualnej oraz gregoriańskiej liturgii godzin.
Promieniowanie celebrowanej w Tyńcu i bazylice Świętej Trójcy liturgii sięga nie tylko na Kraków, lecz i cały kraj. Liturgia godzin, mimo że ze swej natury zakonna, obejmuje coraz szerzej ludzi świeckich. W Tyńcu na klasztorne nieszpory przychodzi wiele osób i są dla nich przygotowane specjalne książki; na Stolarskiej regularnie odbywają się przygotowywane przez świeckich gregoriańskie matutina i wigilie. I zarówno dominikanie, jak i benedyktyni regularnie organizują i prowadzą warsztaty chorału gregoriańskiego.
Te refleksje przyszły mi do głowy dzisiaj, w uroczystość świętego Stanisława Biskupa, podczas Mszy konwentualnej u dominikanów krakowskich, gdy śpiewaliśmy Gaude mater Polonia (nie tylko schola braci, lecz i cały zgromadzony lud, zaopatrzony w kartki z dwujęzycznym tekstem), byliśmy okadzani przez diakona i słuchaliśmy Kanonu rzymskiego. Każda Msza konwentualna u dominikanów (o godz. 12.00 w południe), nawet w dzień powszedni, jest bowiem sprawowana z taką czcią i starannością, jakby w kalendarzu była solemnitas; a niedziele i uroczystości są celebrowane jeszcze uroczyściej.
„Szczęśliwy Kraków”, totius Poloniae urbs celeberrima, był pierwszą ziemią polską, na której zakwitło chrześcijaństwo — już w IX wieku, w ramach misji cyrylometodiańskiej, gdy wchodził w skład państwa „potężnego księcia na Wiślech”; później zaś przez kilkaset lat był kulturalną stolicą kraju. Tutaj działali Wincenty Kadłubek, Jan Długosz, Wit Stwosz, Filip Kallimach, Grzegorz Gerwazy Gorczycki..., a w okresie rozbiorów podtrzymywano trwanie polskiej kultury i idei narodowej. Tutaj powstał największy i najpiękniejszy ołtarz gotycki na świecie i tutaj kulturowe zetknięcie się Wschodu z Zachodem zaowocowało innym zabytkiem na skalę światową: bizantyjskimi freskami w Katedrze Wawelskiej. Tutaj wreszcie działała największa liczba polskich świętych, tak że nosi on przydomek „miasta świętych”.
Odważę się postawić tezę, że za sprawą kardynała Stanisława Dziwisza, dominikanów i benedyktynów Kraków staje się dzisiaj głównym polskim ośrodkiem wymarzonej przez papieża Benedykta odnowy liturgicznej. Podczas gdy wielu wydaje się, że chrześcijaństwo w Polsce upada, także wskutek panującego wszędzie w liturgii posoborowego i postsowieckiego dyktatu niechlujstwa, olewactwa, bylejakości i kiczu, szczęśliwy Kraków idzie w zupełnie inną stronę. Nie wątpię, że tak jak podczas zaborów ocalił kulturę narodu polskiego, dzisiaj może uratować jego wiarę dzięki odnowieniu i ożywieniu świętej liturgii — źródła i szczytu całego życia chrześcijańskiego (Sobór Watykański II).
Na koniec jeszcze jedna refleksja. Ojciec Tomasz Grabowski, dyrektor Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, sprawujący dzisiejszą Mszę, zadał na kazaniu pytanie, jaki jest nasz stosunek do naszego biskupa, następcy świętego Stanisława. Czy on nas obchodzi? Czy tak jak recenzenci oceniamy go, co zrobił źle, a co dobrze? Tymczasem, jeśli dominikanie są współpracownikami biskupa (taki jest charyzmat zakonu), to i ludzie, którzy do nich przychodzą, powinni niejako nimi być. Co zatem zamierzam zrobić, aby wspomóc mojego biskupa w jego misji?
Sądzę, że dzisiaj, w dniu świętego Stanisława Biskupa, który umarł „za wolność Kościoła Bożego i godność ludzi krzywdzonych”, odpowiedź na to pytanie powinien sformułować nie tylko laikat dominikański, któremu zlecił to ojciec Tomasz, lecz także każdy polski katolik.
Do P.T. krytyków internetowych: Oczywiście zdaję sobie sprawy, że wymienione osoby i instytucje nie są wcielonymi anielskimi bezgrzesznymi doskonałościami niepopełniającymi żadnych uchybień i błędów. Nie oczekuję tego. Dotyczy to także mnie i niniejszego tekstu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz