Pomyślałam sobie, że dodam to wyjaśnienie, bo spotykam się czasami z polemikami opartymi na zupełnie nieoczekiwanych dla mnie tworach hermeneutycznych. Zatem, żeby moi krytycy nie stosowali na przyszłość zarzutów ad personam w rodzaju, że kierują mną jakieś prywatne żale, że jakiegoś konkretnego zakonu czy środowiska nie lubię itp. (albo przynajmniej czynili to rzadziej), a także dyskutowali z moimi przemyśleniami i poglądami, a nie własnymi poglądami i emocjami, które się w nich budzą po przeczytaniu czy tylko przejrzeniu moich tekstów, wyjaśniam:
Uważam, że obecna sytuacja w Polsce i Europie jest dość zbliżona do tej za komuny, choć przeciwnik jest bardziej rozproszony niż wtedy. Jednak przez to, że rozproszony, jest nawet bardziej groźny.
Kościół jest dzisiaj ostoją dla tych wszystkich, którzy podejmują się obrony podstawowych ogólnoludzkich wartości — także indyferentów, innowierców i ateistów (słyszałam takie deklaracje). Niestety, jest także zainfekowany przez zeświecczenie, podważanie ortodoksyjnego nauczania w zakresie wiary i moralności oraz „ducha świata” (w znaczeniu Janowym), w dużej mierze z winy kleru/zakonników, którzy inicjują i pociągają za sobą świeckich. Jest to sytuacja znana świetnie z historii Kościoła, identyczna jak choćby w początkach protestantyzmu czy ikonoklazmu. (Od razu zaznaczam, żeby uprzedzić zarzut, że powyższa uwaga nie dotyczy całego duchowieństwa, a jedynie pewnej jego części, zresztą stosunkowo niewielkiej; tyle że niestety głośnej i promowanej przez środowiska zwalczające Kościół). Doszłam zatem do wniosku, że jeśli się nie zacznie teraz przeciwstawiać temu procesowi, to sytuacja będzie bardzo groźna, skończy się jak na Zachodzie. Nie będzie już żadnej obrony przed przyspieszającą coraz bardziej degeneracją cywilizacji zachodniej, w której żyjemy. I narastającym totalitaryzmem kolejnej ideologii. Wiek XX się nie skończył.
Dlatego trzeba „zewrzeć szeregi”, by móc się temu przeciwstawić. I bardzo się cieszę, że w ostatnim czasie Kościół, także polski, zaczyna coraz bardziej mówić jednym głosem (przypomnę tylko ostatni list naszych biskupów w sprawie genderu) i coraz lepiej też okiełznuje harcowników lewicy liberalnej we własnych szeregach. Musi się z nich oczyścić, bo jest w Europie jedyną instytucją mogącą się przeciwstawić bojownikom samobójczej cywilizacji śmierci.
Jak pisałam w jednym z ostatnich tekstów, od dzieciństwa mam wpojone, że należy stać przy biskupach i przeciwstawianie się im przez podległy im kler i świecką inteligencję katolicką jest bombą podłożoną pod całą instytucję Kościoła. Te linie światopoglądowe kontynuuję od kilkudziesięciu lat. A w ostatnim czasie szczególnie odczuwam, że są one aktualne. Teraz należy stać przy biskupach, wspierać ich modlitwą, a kto ma dostęp, to i radą.
Jasne, że stanie przy biskupach nie oznacza, że nie wolno wskazywać ewentualnych błędów w ich postępowaniu. Tego właśnie dotyczy „rada”. Jest ona jednak czymś zupełnie innym niż nagonką i podważaniem autorytetu. Trzeba wiedzieć, co i gdzie się mówi i pisze. Oraz pamiętać ewangeliczne nauczanie o ścieżce postępowania, gdy brat zawini; potępienie obmowy i grzechów języka (np. Jk 3), braku karności i posłuszeństwa we wspólnocie, wynoszenia brudów do wrogów Kościoła (napomnienie św. Pawła, by chrześcijanie nie pozywali się nawzajem do świeckich, pogańskich sądów)...
Tym, którzy zarzucają, że moje teksty są emocjonalne, a nie racjonalne, odpowiadam: Przeciwstawianie sobie uczuć i rozumu jest niechrześcijańskie, jest wytworem oświeceniowego racjonalizmu. Ortodoksyjne nauczanie katolickie w tej kwestii brzmi zupełnie inaczej. Zachęcam do czytania św. Tomasza (bo każda liszka swój ogonek chwali), ale także u innych świętych pisarzy chrześcijańskich można je znaleźć, z różnicami dość niuansowymi.
Wreszcie, last but not least, na nikim nie stawiam kreski. Nie skreślam ludzi jako takich. Jeśli krytykuję jakąś postawę (czynię to zawsze ogólnie, bez nazwisk, bo wychowałam się za komuny i donoszenie na kogokolwiek jest dla mnie nieakceptowalne), wskazując jej sprzeczność (w mojej ocenie oczywiście) z Ewangelią czy dobrem Kościoła, to po to, aby postępujące tak osoby mogły dostrzec swoje błędy i się poprawić. Jeśli to zrobią, będę bardzo szczęśliwa i pogratuluję im jako pierwsza. I pamiętam o zasadzie, że jeśli się kogoś krytykuje, to równolegle należy się za niego modlić.
Akurat na dzisiaj przypadł w godzinie czytań następujący passus z 1 Listu św. Pawła do Tesaloniczan:
Prosimy was, bracia, abyście uznawali tych, którzy wśród was pracują, którzy przewodzą wam i w Panu was napominają. Ze względu na ich pracę otaczajcie ich szczególną miłością. Między sobą zachowujcie pokój.Co ciekawe, te akapity bezpośrednio poprzedzają często cytowane i przypominane zdanie „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie”. Ale nie widziałam jeszcze, by ktoś je na forach społecznościowych czy blogach cytował.
Prosimy was, bracia, upominajcie niekarnych, pocieszajcie małodusznych, przygarniajcie słabych, a dla wszystkich bądźcie cierpliwi. Uważajcie, aby nikt nie odpłacał złem za złe, zawsze usiłujcie czynić dobrze sobie nawzajem i wobec wszystkich.
To są moje osobiste poglądy. Nie wymagam wcale, aby się z nimi zgadzano. Z drugiej strony proszę, aby dla ochrony mojego czasu nie zachowywać się jak na obrazku krążącym po Fejsie: „Nie mogę spać, ktoś w internecie ma inne zdanie”. Muszę sama pracować na swoje utrzymanie, chcę mieć czas na dobre dzieła podejmowane w realu i traktuję poważnie ostrzeżenie, że z każdego niepotrzebnego słowa będziemy osądzeni.
Na koniec kącik humoru: polecam strony Beka z gender i Lemingopedia.
Ten tekst piszę dzień po tym, jak Parlament Europejski przyjął raport Lunacek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz